Lektion 5. /by M./
"Trzeba wstawać o świcie i paść się życiem, spanie do południa to obelga w twarz Bogu rzucona."
Moi znajomi fejsbukowi już wiedzą, o co chodzi. Zamieściłam wczoraj "fotostory" na dowód powyższego.
A więc, jak część z Was wie, pracuję wieczorami.
W dzień, od rana (a że jestem śpiochem i mam jeszcze pewne obowiązki wobec swojego zwierzęcia, wychodzi, że od około 10.00) kręcę się po domu.
Tradycyjnie, jak co roku z Maniutkiem, urządziłam (a raczej bezskutecznie próbuję urządzić) na swoim mikroskopijnym balkonie coś w rodzaju ogrodu/zielnika.
Około tygodnia temu posadziłam małe pelasie w wiszącej skrzynce. Odświeżyłam też misy na zioła (znaczy wysypałam starą ziemię i wrzuciłam nową).
I oto jakieś trzy dni temu moją miskę na zioła upodobały sobie rozrodczo gołębie. Przy okazji, siadając na balkonie, połamały mi pelasie.

Wczoraj dokupiłam miętę i oregano, więc trzeba było podjąć radykalne środki.

Strażnik od wczoraj pilnuje w dzień, a w nocy i o świcie (jako że strażnik śpi ze mną, a pokój jest zamykany na noc) roślin miał pilnować naprędce wydziergany strach na gołębie.

Niestety tylko ręka mi zadrżała, jak robiłam zdjęcie s(t)racha. Sraluchy najwyraźniej nie zadrżały, bo rano w afekcie dokonałam "antykoncepcji" - i wyrzuciłam uwite rano gniazdo przez balkon.

Dziś w nocy kot nie śpi ze mną, a balkon obwieszę szeleszczącymi foliami. Na wszelki wypadek w miskę z oregano powtykałam też patyki.
Ponieważ nie śpię do południa, a "tylko" do 10.00, zamiast obelgi Bogu, rzucam wyzwanie gołębiom. Czy to ostrzeżenie, czy tylko (albo aż) lekcja???
PS. Czy ktoś widział "Zabić bobra", autorstwa innego Wodnika o podobnej do Maniutkowej wrażliwości? Czytałam "Egzamin z oddychania", więc wiem, że film byłby jak najbardziej na czasie...
Aha - i proszę się nie oburzać na moje antygołębie zachowanie. Ja po prostu chcę uniknąć rzezi ich potomstwa dokonanej przez mojego jednozębnego może, ale wciąż drapieżnika. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że 2 lata temu, będąc w Ciudad Mexico, mieszkaliśmy z Maniutkiem w pokoju, na którego balkonie mieszkała gołębia rodzinka. Pióra i gówna chyba nie pasują do mojej koncepcji wystroju mieszkania...
Moi znajomi fejsbukowi już wiedzą, o co chodzi. Zamieściłam wczoraj "fotostory" na dowód powyższego.
A więc, jak część z Was wie, pracuję wieczorami.
W dzień, od rana (a że jestem śpiochem i mam jeszcze pewne obowiązki wobec swojego zwierzęcia, wychodzi, że od około 10.00) kręcę się po domu.
Tradycyjnie, jak co roku z Maniutkiem, urządziłam (a raczej bezskutecznie próbuję urządzić) na swoim mikroskopijnym balkonie coś w rodzaju ogrodu/zielnika.
Około tygodnia temu posadziłam małe pelasie w wiszącej skrzynce. Odświeżyłam też misy na zioła (znaczy wysypałam starą ziemię i wrzuciłam nową).
I oto jakieś trzy dni temu moją miskę na zioła upodobały sobie rozrodczo gołębie. Przy okazji, siadając na balkonie, połamały mi pelasie.

Wczoraj dokupiłam miętę i oregano, więc trzeba było podjąć radykalne środki.


Strażnik od wczoraj pilnuje w dzień, a w nocy i o świcie (jako że strażnik śpi ze mną, a pokój jest zamykany na noc) roślin miał pilnować naprędce wydziergany strach na gołębie.


Niestety tylko ręka mi zadrżała, jak robiłam zdjęcie s(t)racha. Sraluchy najwyraźniej nie zadrżały, bo rano w afekcie dokonałam "antykoncepcji" - i wyrzuciłam uwite rano gniazdo przez balkon.

Dziś w nocy kot nie śpi ze mną, a balkon obwieszę szeleszczącymi foliami. Na wszelki wypadek w miskę z oregano powtykałam też patyki.
Ponieważ nie śpię do południa, a "tylko" do 10.00, zamiast obelgi Bogu, rzucam wyzwanie gołębiom. Czy to ostrzeżenie, czy tylko (albo aż) lekcja???
PS. Czy ktoś widział "Zabić bobra", autorstwa innego Wodnika o podobnej do Maniutkowej wrażliwości? Czytałam "Egzamin z oddychania", więc wiem, że film byłby jak najbardziej na czasie...
Aha - i proszę się nie oburzać na moje antygołębie zachowanie. Ja po prostu chcę uniknąć rzezi ich potomstwa dokonanej przez mojego jednozębnego może, ale wciąż drapieżnika. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że 2 lata temu, będąc w Ciudad Mexico, mieszkaliśmy z Maniutkiem w pokoju, na którego balkonie mieszkała gołębia rodzinka. Pióra i gówna chyba nie pasują do mojej koncepcji wystroju mieszkania...
To już nawet kot na emeryturze musi dorabiać jako ochroniarz.
OdpowiedzUsuńKoniec świata Pani Kochana.
Pani, leki drogie, lekarze zdziercy, a chleb, Pani, to już koniec świata!
OdpowiedzUsuńObowiązków ma do porzygania. Dzisiaj dostał zatrzyk przeciwwymiotny, bo wygląda już jak szkieletorek obciągnięty futerkiem... Chyba torebka foliowa przejmie obowiązki na balkonie, a kotu dam odpocząć.
OdpowiedzUsuńwspółczuję, z osobistego doświadczenia wiem, ze nic nie pomaga na golebie, tylko siatka. Z mojej cudej loggi zrobily jesien sredniowiecza i pomoglo dopiero zamkniecie jej siatka. Gowno odskrobywalam po srajdach tonami. Tu nawet kot nie pomoze... :( A mialam i preparaty w sprayu i inne cuda wianki. Sa tak bezczelne, ze nawet mnie sie nie baly :(
OdpowiedzUsuńChyba sraluchom minął okres godowy. Patyki i szeleszczące folie pomogły. Kot już nie rzyga, tylko leży sobie na słoneczku :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się Twoim szczęściem :)
OdpowiedzUsuńM przepraszam , maniutek gdzie Ty k.... mać jesteś !!!
OdpowiedzUsuńW pracy k...
OdpowiedzUsuńEch...
Szczęście, nieszczęście, któż to wie???
OdpowiedzUsuńFranca znowu dziś usiadła. Na maciejce i bazylii...
OdpowiedzUsuń...a ja popłakałam się dzisiaj nad rekinem (a dokładniej nad stekiem z rekina). Łasiczka wie, dlaczego, Maniutek też by wiedział, a inni mogą się tylko domyślać....
A może wuwuzela antygołębio działa? Choc sąsiedzi wtedy biedni...
OdpowiedzUsuńZnaczy jak se tak będzie wisieć na balkonie? Bo ja nie mam zamiaru w nią dąć (ani robić czegokolwiek innego poza spaniem) o 5 rano...
OdpowiedzUsuńA tak naprawdę, to cały czas nie mogę w te okolice pójść tak sobie na luzaka. Zbyt dużo czasu tam spędziłam w związku z Nim... Strażnicy wiedzą, znają moją sylwetkę (choć schudłam) i boję się, że ktoś mnie weźmie za zmorę... I boję się do Ciebie zadzwonić. I niby wszystko w porządku, w domu ogarnięta jestem, a te okolice muru getta jakoś mnie walą na glebę. Próbuję. Dzisiaj (a właściwie wczoraj), wracając z poczty, chciałam wziąć rower u kanarów, ale jakoś poszłam w stronę Jana Pawła. Głupio wygląda człowiek ryczący na ulicy... I ten przystanek pod nocnikiem... ECH...
OdpowiedzUsuńMasz niezłego stróża, ja niestety nie posiadam kota więc jest z tym większy problem..
OdpowiedzUsuń