turecki notatnik

sierpień/wrzesień 2000
fragmenty
wiem, że chaotyczny i przydługi
ale za to absolutely live!
*******
Kraków - pinta Guiness'a "U Szkota", port lotniczy im. Jana Pawła II
zastanawiam się czemu do Turcji leci się 3 godziny a z powrotem 1?
Boeing 737/800 tureckich linii "Sun Express"- miejsce w pierwszym rzędzie z widokiem na kokpit, kibel i majtki stewardes (bardzo ładny widok!)
cudowny świat ponad chmurami - Antarktyda?
-58°C, 12 tys.m, 950 km/h
zajebiste góry Taurus
lądowanie znad morza, wieczór, światła miasta
wiocha turystyczna, pierdolone Acapulco, 42°C
busik podwozi mnie do szosy free - jak się w tym połapać?
obsługa w autobusie (f-my Pamukkale) 1+3, białe koszule + muchy, kolonia, su, kawa, herbata, soki, przekąski, klima, opieka - dzieci, kobiety
kolonia to spirytus z wodą różaną serwowany wszędzie (knajpy, kible, autobusy, poczekalnie), wlewają ci sporo w garść i wcierasz to w twarz, kark, dłonie, przeguby, oczyszcza, odświeża, ochładza i pachnie
miasta-molochy na wzgórzach, białe mury, małe pudełeczka, z daleka jak Lego bliżej jak slumsy, z bliska syf
Burak - imię, od skrzydlatego konia Mahometa?
wapienne góry, porośnięte nawet na nieprawdopodobnej stromiźnie ale też pionowe nagie skały jak w Kolorado
mały czyścibut w Denizli chce za "banke" wyczyścić moje śmiertelnie ranne "rumuńskie" klapki (!?!)
światełka "choinkowe" - palmy, minarety, krawężniki, witryny, budy
mieszkam na pieterku, obiałkowame mury, okiennice, jedno okno na potężne drzewo oliwne górujące nad dolnym tarasem, drugie na osiedlowy basen
wyprawa Nexią do Foçy - jejku, port, gwiazdy!!!, księżyc, Jowisz, zatoka zamknięta półwyspem i wyspami nad tym łuna zachodu, kupa kutrów, koty (!!!) przy oprawiaczach ryb, internet cafe, podświetlony basen koło domu, Mediterrean Club
baza okrętów podwodnych
białe mundury, krótki rękaw, wielki pistolet, pała, czapka marynarska, białe skórzane getry na czarnych butach - faaajnie!
TURKISH NIGHT w hotelu obok, bajadery, taniec brzucha
samodzielnie, dolmuşem na cały boży dzień
czarne oliwki to spady (jakoś je się moczy, ponacinane w soli, zmieniając zalewę)
Iwona jeździ po pozapychanych, wąziutkich ulicach jak szalona, pod prąd i wogle.
conchita-pizdeczka
knajpa (2 efez bira, mix grill, salad, çay) - 5 mln
komarza noc
spacer przed świtem - niziutki sześciokąt, nocne wędrówki na bosaka, dzieciaki drą pysk do 2-giej
Andrzej (skiper) i Magda (zespół niespokojnych rąk i nóg) załoga "Revolution"
Deneb i Łabędź
SMS - Ona, jeeezu ....
5.20 - powrót z gwiazd, meteory, wschodzi Syriusz nad przełęczą, coś wylazło na szosę (jaszczurka?)
I don't want to go with you, I'm walking & looking at the STARS
do furtki tropem miodowego zapachu
bezkarne dzieci, heloyo hey hey hey, hello, merhaba
dziury w stopach
çorba - zupa (też misz-masz, pierdolnik)
Phokai - pierwsza schadzka Kleopatry i Marka Antoniusza
targ - potworne wrzaski sprzedawców, zapach miodu i naftaliny, figi (0,750/kg), extra brzoskwinie (1 mln/3kg), arbuz (od 0,070/kg!!!) (ważenie arbuza, olbrzymia ramieniowa, kuta, żelazna waga, hak, worek), winogrona (od 0,200), pachnące miodem melony w wielu rodzajach od małych żółtych do wielkich żółtozielonych, pomidory (od 0,100/kg), bergama cheese (4 mln/kg), oliwki - czarne pomarszczone, czarne gładkie, zielone, żółte, zielono-różowe, brązowe, z papryką, migdałami i bez (0,500-1,800/kg), papryka, oberżin (0,200/kg), bazylia, setki przypraw i rodzajów orzechów, miód i ... kupa tureckiego chłamu (razem 4 mln)
płetwowa wyprawa na skałki - mureny!
8 rano, wiatr, chmury, zimno!!(tzn. całą noc na golasa i o 5-ej pod prześcieradło), żaglówka, skałki, jeść!
wow, tureckie śniadanko - figi, ser (biały, twardy, słony, b. intensywny w smaku i aromacie), oliwki, chleb, brzoskwinie, pomidory, winogrona, papryka, cay
idą ciemne chmury od gór, zimno (8.15), szmatę przekładam z bioder na ramiona, wszyscy śpią
fioletowe figi (0,750/kg) (ta z płotu była zielona i słodsza) mają miąższ głęboko purpurowy przy skórze żółtozielony, są mniej słodkie a wręcz kwaskowe, w środku "musze jaja" i "larwy" (jako żywo!), żrę całe
winogrona malutkie, (do 1,5 cm), lekko owalne, zielone i baaardzo słodkie
stukot oliwek o marmur
Karaburun zasłaniajacy grecką Chios
zamykające się "sztuczne" kwiaty
5-6 B, gówno z żeglowania (sztorm), gówno z nurkowania (przybój)
grecka sałatka - ser, oliwki, cebula, czosnek, oliwa, oregano, mięta, bazylia, szynka, papryka, sałata, orzechy
malaka (gr.) gówno, bluzg jak cholera
"małpi gaj" nad morzem, wysoko liny, kupa wojska w pełnym oporządzeniu, bambetle na plaży
wyprawa bis na górę Atatürka (zachód słońca)
zrobiłem naszyjnik z dratwy i "bawolich oczu" - noszę
ayran ma konsystencję kefiru, smakuje jak maślanka a Iwona mówi nań jogurt, jest pyszny (0,500/l)
agawy, coś jak przebiśniegi (?!), papirusy, róże (Iwona je kradnie)
kelepaçia (zupa z baranich łbów, żurowate, z kawałkami "mięska", mniam, mniam, miodeczek) z pilawem + ćwiartka cytryny + miseczka z b. ostrą marynowaną papryczką i druga z siekanym marynowanym czosnkiem + buła
piwo w nadmorskiej knajpce, krople rozbijających się 1,5 m niżej fal dopadają blatów stolików
myślałem, że to sroka a Iwona mówi, że to cykada!
kraina kotów, przyszedł, mały, wygląda jak jenot
wyprawa z I&P do knajpy w Foçy - wino Villa Doluca, mix grill, kalmary, çay - tradycyjne karmienie kotów (5 mln)
dondurmalari - lody
deniz - morze
çok güzel - śliczne, przepiękne
kaöfür - fryzjer damski
berber - męski
znów była gwiaździsta noc, Iwona mówi, że to oraz czerwony zachód i jakieś tam cirrusy wróżą sztorm
19.40 muezin drze pysk, już zachód, cholera jesień!
SAMOTNOŚĆ WKURWIA!!
Lokanta - knajpa
karmienie kotów, bezczelnych, w większości młodych, wszelkich maści (dużo tricolorów!), o płaskich głowach, drobnych ciałkach i jakby skośnych oczach
kelner "mówiący" po polsku - jak się masz, dobrze jeść, cześć itd. - çok güzel!
Sedef Sitesi - kilka bliźniaczych domków, w większości niezamieszkałych, całość ogrodzona, główna aleja w żywopłotach, owocujące agawy, pióropusze palm, węźlaste oliwki pełne owoców, kute latarnie, walnięte na biało olejną posągi łabędzi naturalnej wielkości, wszędzie marmury, dzbany i obrośnięte muszlami amfory, ogródki skalne, róże i hibiskusy, drzewa pieprzowe z mnóstwem czerwonych kiści owocowych (co za aromat rozgryzionych ziaren), bugenwille w biskupim fiolecie zwieszające się na białych murach, ceglane kominki na dolnych tarasach, winoroślowe pergole, lazurowy, podświetlany basen, pusto, rano zbiera wyłożone na żywopłotach worki ze śmieciami (w nocy już trochę rozwłóczone przez koty) żona ciecia - panienka w długiej do ziemi, wyszywanej kiecce i w chuście obrzeżonej pobrzękującymi złotymi cekinami, zero wiatru, strzyżone trawniki, iglaki pełne żywicznych "szyszek", pięciopalczaste megaliście owocujących figowców o miękkich pniach, kupa kwitnących krzewów (niebieskie do bólu, krwistoczerwone, te "sztuczne" i wogle szał!), gładkie, plamiaste, łuszczące się pnie owocujących eukaliptusów, pinie z czystą zielenią gigantycznych igieł
na bieżąco wyrażać jasno swoje uczucia, tęsknoty, fascynacje, mówić o miłości i pożądaniach czy limitować je?
pełnia wyrażania siebie na zewnątrz budzi lęk otoczenia ale to jest taaaakie przyjemne!
siedzę nago na tarasie dolnym, słońce wali w wąskiej przerwie między domkami naprzeciw, palę salema i myślę o śniadanku - musli? OK!
tęsknię bardzo za Oną!!
śniadanko - orzechowe musli wzbogacone płatkami kuku, melonem, bananem, winogronami, brzoskwiniami i arbuzem - całość zalana ayranem, wygląda bosko, jak się nie zrzygam to będzie cud!
kwiatki - sześciopłatkowe, śnieżnobiałe z jasnozielonymi słupkami z jaskrawożółtym pyłkiem - przebiśniegi? zgłupiały?
Ptyś je zjadł!
ponoć są trujące
Mehmet mnie spotkał na drodze do Foçy, jechał z Damlą (córka, z 8) czarnym sportowym oplem tigrą, chciał podwieźć, I wanna go by my feet, I like walking, thanks, bye, był zdziwiony
koszary komandosów - morze, szosa, od mola do mola linowy "most" 6m nad wodą, plecaki i broń na plaży, na łbach chusty z gwiazdą i półksiężycem, nieźle wyglądają
lustrzane witryny pensjonatów na nadmorskim deptaku
w knajpianych akwariach pływają ryby do zamordowania, obiad rybny kosztuje 2 razy tyle co mięsny
wataha parchatych psów
jakieś pieprzone zamczysko, białe mury, wiatr od morza łagodzi upał, w ręku efes bira (the city walls of foça & the five doors castle)
za mariną port rybacki
w porcie Turek łapie ryby na żyłkę, mały kociak, tricolor, leży w wątłym cieniu wędkarza
stareńkie "wózki" - kanciate merce i inne cuda, jeeezu, czarny chevrolet, skrzydlak Bel Air, it's looong seven miles, chyba starszy ode mnie!!!!
siedzę na nabrzeżu za górą śmierdzących sieci i leję w morze (ach to piwo), przede mną wpół zatopiony wrak kutra
knajpka DOYURAN, kelepaçia z bajerami, wow ależ to ostre!
TURKISH BATH - MIXED GROUPS (!!!) & FAMILIAS WILKOMMEN
"bawole oko" - przynosi szczęście, chroni dom od złodziei, chorób, daje dzieci (!!) i wogle jest dobre na wszystko!
kolacja - pomidory, bergama cheese, oliwki, ayran, papryka, oliwa, chleb, çay - to wchodzi w nałóg!
czytam Sapkowskiego "Miecz przeznaczenia", wypisz, wymaluj ruda Agata - trolle, krasnoludy, wiedźmini, czarownice, smoki, elfy, nereidy, trytony, nimfy, krakeny, sylfidy, rusałki, strzygi, dżiny, syrenki, dziwożony, gnomy, druidzi, niziołki, driady, gobliny, wampiry, gryfy, chimery - coś jak Tolkien ale piękniej napisane, nieeezłe!
7.30 kaszel (salemowy?), spałem na nurku, kłuł, śniłem o komarach
brzegiem morza przy górze "H" w stronę Foçy, klify zatoczki, skałki, kolonie jeżowców, dochodzi 9-ta, wieje, nie jest gorąco (przyjść ponurkować!)
groty i niesamowite formy rdzawożółtych skał pionowo schodzących w morze, wyrzucone na skały rybki i krewetki, kraby wieją spod nóg (aparat!)
rybacy wypływają
woda od seledynowożółtej na płyciźnie przez turkus do granatu na głębinie, do wyspy ze 150m, półki i baseny zalewają drobne fale, po minieciu cypla wiatr ustaje - sztil
skały podziurawione jak ser szwajcarski z kamyczkami wypłukanymi przez wodę z brył miękkiego wapienia, słońce grzeje w plecy, pszczoły, blask igra na płyciznach, jasna woda odsuwa się dalej, małe rybki i jeżowce wyrzucone przez fale na półki łupem szybkich krabów, gdy zajrzy tu słońce wszystko szlag trafi (do wieczora), szmata moczy się w wodzie - BAAAJKA !!, wapienne skałki pełne powtapianych muszli, pąkli i tajemniczych odcisków, hotelik, plaj z chińskimi parasolami, przystań, gościu ościeniem wyłapuje jeżowce na przyhotelowej plaży, cisza, wszyscy śpią, wielkie żółte oliwki i roje ptaszków w rozłożystych figowcach i fikusach, wszędzie walają się płaty cieniutkiej, eukaliptusowej kory, mnóstwo sukulentów i kwiatów, są mięsiste, trójwymiarowe i składają się na noc, dochodzi 10-ta, schodzę w dół szosą do Hanedan
śmieci, smieci, wszechobecne śmieci, tuż za hotelikami, za knajpkami, przy drogach, wszędzie syf i pierdolone kolczaste krzaki
KIRALIK LÜKS VILLALAR
cytaty z Sapkowskiego:
- "na boga, znam niejedną co ładniej odmawia niż ona daje ..."
- "są rzeczy, których przyjąć nie można bo trzeba tym samym zapłacić i nie każdego na to stać, ale i odrzucić nie można bo to zabija ..."
służby miejskie od kapiącej wody
zatoka "Wiedźmina" - pieprzony Raj!
burbun - diabeł morski, duży i mały, chciałem złapać w ręce ale uciekł
kupa ryb, załomy, jamy, strzaskane płyty, jeżowce, drobny piasek i żwir fi4 pół na pół z muszelkami
dziś ŞIPRY pieczone w piekarniku (sos - oliwa, cytryna, sól i świeża mięta) do tego salat i ziemniaki
nad morzem człowiek wysycha w 15s
jestem opalony jak Ptyś
zerwałem się o 5.30 - ciemno, wieje, miły chłód, Sześciokąt jak drut, Hiady, Plejady w zenicie
kicham, mam katar, dreszcze i dziwny kaszel - myślałem że to reakcja organizmu na cały dzień opalania i nurkowania w zat. Wiedźminów a to po prostu zaziębienie!!!, uff
Sapkowski - "a nie byłabyż obawa o postronnych odwrotnie proporcjonalna do wysokości zapłaty?"
wczorajsza zat. Wiedźminów - po pierwszym nurkowaniu zakopałem w piasku płetwy , maskę i rurkę i ... poleciałem po kuszę, szło niesporo i strzelałem 3 razy ale pierwszy raz od lat zapragnąłem ... mordu!
nie wziąłem - noża, aspiryny, środków p/bólowych, lunetki, mapy nieba, mapy, obcinacza do paznokci, espadrili, środków p/komarom, super glue, igły z nitką, kropli do nosa, plastra, scotch'a ...
na kominku leżą wynurkowane muszle i różnokolorowe szkielety jeżowców, które zabierają sobie miejscowe dzieciaki
jestem chory!!, walnąłem sobie lufę rumu "Bacardi", 6.30, jasno, idę spać, trzęsie mnie jak cholera
noc przespałem pod kocem!!!(to znaczy że chyba umieram)
"suz" na końcu słowa to zaprzeczenie - depositosuz na butelce to nie kaucjonowana
ostatnia kąpiel w zat. Wiedźminów - bellona 30 cm, pomarańczowy pas, paletkowa i okoń
oleandry we włosach
półprzytomna Iwona przywiozła mnie na otogar na 7-mą, ruszamy przez zbudowaną w nocy bramę triumfalną z palmowych liści z portretem wujka Ata i tureckim godłem - na Allacha, chyba nie na moją cześć?!
20 mln w portfelu
autobus wyjeżdża z Foçy serpentyną, w górę, 20 km/h, najpierw zbierał spóźnialskich a teraz chce chyba byśmy zapamiętali cudowną panoramę foçańskiego wybrzeża tonącego w rozwijających się oleandrach i zalanego różowym poblaskiem jutrzenki
Wielkie "bawole oczy" wymalowane na drzwiach domów, warsztatów, stodół lub wtopione w ich betonowe progi
autobus zbiera dzieci do szkoły, sami chłopcy w białych koszulach, pod krawatem i w jednakowych bordowych marynarach
osły pasą się na czymś żółtym, tak suchym i kolczastym że to szok
bazar dzbanów w Menemen - po horyzont
Ciçek(?)
miasta udekorowane flagami, na skrzyżowaniach stoją żołnierze z bronią w dłoniach
jestem fest zaziębiony - katar, kichanie, dreszcze - rany, dostać kataru w tym klimacie?!?
dr Mehmet DUDI
jinekolog operator
Izmir - moloch
ooo!!! dziewczynki w białych bluzkach i identycznych kraciastych spódnicach do kolan (więc nie tylko chłopcy chodzą do szkoły!)
8.08 straszny traffic, policja z pistoletami na wierzchu, inkrustowane chwyty służbowej broni!
Jakiś pieprzony "jandarma", na biało, z kałachem(?), ASIZ na zielonym "garku" po oczy
o kurwa! zajebisty korek po horyzont na 5-pasmowej nadmorskiej szosie, kupa "trafik polisi" na motorach i jeden pas z sąsiedniej witki oznaczony taśmami do ruchu w drugą stronę - mają łeb cwaniaczki
port marynarki wojennej - przy samej szosie stoją okręty, byle jak pomalowany złom
pomnik "Lotnika" - pieprzony Mirage!!!
o kurwa, czaple na rozlewisku w środku miasta, a syf niewiarygodny!
8.32 włączyli klimę, zimno mi
Kemal Paşa
napisy na arabach - Allah Korusun lub Maşallah
8.50 Izmir Otogarasi
9.23 siedzę na dworcu w Izmir City, dwupoziomowy, na dole dalekobieżne, kupiłem w linii "Pamukkale" bilet na 10-tą do Antalyi (8mln), całość zadaszona brezentowymi lejami 30m wysokości (rys), jest ich 30, fajnie to wygląda, chyba zbierają w nie deszczówkę, kupa Polisajów i Asizów, żeby wjechać na dworzec trzeba przejść policyjną kontrolę, szlabany, budki jak na granicy
widok na miasto z górnej platformy jest niesamowity, góry z wlewającymi się nań pudełeczkami domków po horyzont, żółto-zielony meczet z białymi minaretami i miedzianym dachem, z tyłu port i morze (a właściwie zat. Izmirska), mnóstwo sklepików (kupa broni!) i knajpek, autobus jest do Alanyi, może uda się podjechać do tej wsi na trasie AA, jak jej tam, Manavgat (??) i stamtąd dolmusem, 9.50 zaraz start
tęsknię bardzo za Oną, chyba czas przyznać, że ją kocham - cholera ale się porobiło!
w portfelu zostało ok.5mln (trochę ponad 30zł), dobrze byłoby więcej nie wydawać - chleb i woda?
kibel dworcowy (0,200) kurde jak forteca, bramki jak w metrze, dobrze że babcia klozetowa (a właściwie dziadek) nie ma karabinu - kurwa co za kraj!
zewsząd spogląda bazyliszkowym spojrzeniem wujek Ata (facet ma mordę Mefistofelesa) w setnych odmianach - na koniu, z karabinem, za rączkę z dziećmi, na lwie, z przyborami i bez, na każdym placu, na każdym biurze, w każdym sklepie, na wszystkich banknotach (ciekawe czy opowiadają sobie o nim kawały?)
jest 11-ta, robi się ciepło mimo ciężko pracującej klimy
nigdzie nie widziałem wielbłądów!, a wydaje się to taaakie tureckie!
w małym miasteczku rzucają się w oczy dwa pomniki - pod jakimś urzędem, jakiś Pasza w turbanie, ze skałkówką w ręku patrzy w dal, pewnie ichniejszy Kościuszko, a na głównym placu - pomnik FIGOWCA (!?!), wielkie palczaste liście i spiżowe owoce wielkości małego pontonu, zgłupieli?
postój na otogarze w Aydin, wychodzę zapalić, na zewnątrz mur gorąca, jestem w szortach, koszulce bez rękawów pod kamizelką i wewnątrz prawie marznę, taak, klima to dobra rzecz!
w Turcji wszyscy palą i wszędzie palą, Turek uważa, że 5 minut bez papierosa to zmarnowane 5 minut!
wsiowy meczet wielkości kurnika, 4-metrowy gliniany minaret z głośnikiem jak talerz od "satelity", he!
na każdym dachu zestaw - bateria słoneczna + boiler
u stóp gór sady, sady, niekończące się sady - figowce, gaje oliwne, pomarańczowe, brzoskwinie porozdzielane pasemkami niskich murków ułożonych z białych wapiennych kamieni, winnice i marycha po rowach, kozy, barany, osły, gdzieniegdzie parę walących się gliniano-kamiennych chałup i błyszczący szykiem ultramarynowy meczet, step i góry, góry, góry, góry - tak wyobrażałem sobie zawsze wieś Corleone (wystarczyłoby na dachu meczetu zamienić półksiężyc na krzyż)
13.07 obok mnie siedzi Turek, bogobojny, siwy staruszek w skórzanej oprychówce i drucianych, złotych okularkach, bez końca międlący w palcach paciorki różańca, usiłuje "zabawiać" mnie rozmową, on po turecku i niemiecku (pracował 20 lat w Reichu), ja po angielsku i rusku, idzie nam niesporo, jedzie do Denizli więc niedługo wysiądzie, i dobrze!, miły ale upierdliwy staruszek
zaliczyłem już su, colę, kahve, jakieś ciasteczka i dwie kolonie, nudno
tureckie dziewczyny są piękne - smukłe, czarnobrewe, cycaste i śniadolice, poruszają się z kocim wdziękiem, szkoda, że szybko zamieniają się w tłuste, zakwefione krowy - czyżby osławione tureckie słodycze nawet mnie przyprawiające o pawia zajebistą słodyczą i tłustością?
13.30 dojeżdżamy do okolic Pamukkale (bawełniana twierdza) a więc może zaczną się plantacje bawełny i może wyschnięte koryta rzek zaczną nieść wodę z gór bo wciąż się wspinamy
gar büfe - "dworcowa"
13.45 - Denizli, wielki pomnik ... koguta(!?), auf Wiederzehen
serving is an art but toasting is a happiness
Sapkowski - nie ma się drugiej okazji by zrobić dobre pierwsze wrażenie!
16.40 wysoko w górach, puste koryta strumieni i kretyńskie mostki nad niczym robią wrażenie śmierci
plantacje - tytoń!, opium!
wszechobecne tureckie pienia - jakby bujać się na fali grając na skrzypkach do tyłu, można się zerzygać!
zajebiste przestrzenie, gdy u stóp niebotycznych gór pojawi się na kawałku płaskiego stepu człowiek, koza, koń lub zgoła wioska to wydają się być nienaturalnie miniaturow, nie z tego wymiaru
kierowcę autobusu tytułują - "mesje Kapten"
18.10 zjechaliśmy z gór, do Antalyi 15km, zatkało mi uszy na amen
i łup!!, po przeskoczeniu ostatniej przełęczy okazało się miasto w całej okazałości - wielka dolina domów i moooorze!
wykrywacze metalu przy wejściu do hali Otogaru
jakiś facet wrzeszczał - "Side!" więc poszedłem za nim i nagle wyskoczyło czterech "fedziów" z walkie-talkie i w ciemnych okularach, polisajka krzyczy - "no permission, no permission!", grad pytań - "znasz go?, pytałeś o coś?, dlaczego za nim idziesz?, zaczepiał cię?", grzecznie odpowiadam, jakoś mnie puścili a gościu i tak mnie znalazł pod kasami i zwinął do swojego autobusu, kupa czubów, to się nazywa walka o klienta, o całe 1,5 mln TL! - no i jadę ...
jestem głuchy jak pień!
o księżyc!, wygląda na to, że będę leciał 13-go przy pełni ... i cok guzel!
miasteczko BATMAN!
wsiadłem o świcie, dojadę fest po zachodzie, mam dość, jestem chory i zmęczony
z Manavgat przywiózł mnie do Side free jakiś "otel servis"
bułka, duża su, efes - 1,900 (nie mam już forsy)
siedzę na tarasie, włączyłem klimę, POKÓJ JEST PUSTY!!, żadnych pierdolonych Duńczyków, zaraz coś zjem, shower, i lulu, jestem zjebany jak kawka, 14 godzin, mam 6 fajek i trochę ponad bańkę (czyli nic) w gotówce
PS. coś trzeba kupić - turecką flagę, baloniki, prezenty i inne drobiazgi, za co?
PS2 saldo 140zł 1,200binTL
PS3 nadal głuchym jak pień
PS4 Turek w "Reception" bardzo wyraznie powiedział - "Mesje Służewski" - chwała mu!
PS5 dziś jadłem tylko brzoskwinię, ciekawe czy schudnę?
PS6 dicho wali, gardło boli
8.25 to była potworna noc, dicho do 1-ej, bachory ganiające się po korytarzach
otel "Resort" w Side - 3 wielopoziomowe pools, slide (taka tubo-zjeżdżalnia) dla dzieciaków, barki, restauracje pod dachem i na świeżym powietrzu, punkt pocztowo-tatuażowy, sklepiki 24/7, estrada, 4-skrzydłowy, max 4-pietrowy kompleks hotelowy rozrzucony w tym wszystkim i mnóstwo zieleni, palm, kwiatów, całość otoczona białym, mauretańskim, kamiennym murem stylizowanym na blanki portowych twierdz, ładnie to wygląda, ale tam gdzie mam pokój nie da się spać (too much fuckin' noizzzz!!)
bardzo źle się czuję, sranie, całkowicie zapchany nos, zatoki mało nie pękną, gorączka, nie mogę przełykać i mam wstręt do jedzenia
seledynowo-ceglasty pokój 6x5 (2 olbrzymie wyra, lodówa, szafa, sejfik, lustro, nocne szafki z telefonem, klima, toaletka, korytarz, taras, łazienka (shower + WC + umywalka)
Turcy nie używają papieru toaletowego (choć w hotelu jest), ich sedesy spełniają rolę bidetu, mają podłączoną rurkę z bieżącą wodą uruchamianą przyciskiem obok i po prostu się podmywają po sraniu
9.20 jest pochmurnie i wietrznie - gorzej kurwa niż w Hanedan, a jesteśmy ze 400 km na południe, policzmy:
10 tys. km = 90° szerokości geograficznej wiec to będzie jakieś 3O z hakiem, Warszawa ma 52N więc Foça jakieś 39N a Side 36N - nieźle
KARADENIZ - Morze Czarne, już wiem skąd po polsku czarny koń to kary koń
10.12 zlazłem pół miasta, upał choć wietrznie i troszkę chmurek, Morze Śródziemne ciepłe i mętne.
bazar jak skurwysyn, wszystko po niemiecku, płacić można w markach
resztki genueńskiej twierdzy bardzo urokliwe, świątynia Apolla na końcu cypla, kupa ruin, kolumnady, śmieci
mnóstwo knajpek, te na łodziach i stateczkach wyglądają najlepiej
wydałem ostatnie grosze na salemy
na targu żywe kraby wielkości talerza, olbrzymie krewetki, wielkie jak dłoń jakieś "kryle" i żółwie skorupy niektóre wielkości miednicy
gigantyczne ważki, opuncjowe wyspy, tłumy (głównie skandynawskich) turystów
nic to, jutro o tej porze będę już jechał na lotnisko, być tu samotnym to katorga, wielkie łoże puste, szum klimy i samotne piwo, wyć się chce
ani śladu marychy
wow!, z Cafe Marina wali Vivaldi - tego jeszcze nie grali!
mnóstwo przepięknych kwiatów - zapierają dech!
koniec starego Side, na zapleczu wielkiego starożytnego amfiteatru (15 tys. miejsc) resztki jakiejś bizantyjskiej budowli, plac zarzucony złomkami kolumn, zwieńczeń, potrzaskane szczątki pełne reliefów i inskrypcji - smutny widok
na kolczastych, suchych krzakach nieopodal bieleją tysiące ślimaczych muszli, tak daleko od morza?, a to żywe (!!!) ślimaki, tylko zamarły czekając na noc - niesamowite!
piekielny upał, idę do otelu - pieprzę!, tam jest klima i baseny
arivederci Side!
12.10 mało nie umarłem, pierwszy raz w Turcji wziąłem leki p/ciśnieniowe, prysznic, klima huczy, leżę na wyrze i zdyyycham...
Sapkowski przepięknie pisze o miłości, aż łzy stają w oczach - kurwa, odnalazłem w Gieralcie siebie, wrażliwy, ślepo podlegającym żelaznym zasadom, jest w końcu z Oczkiem, kochają się, chyba gorączka poplątała mi mózg!
18.40 jestem po gorącej (!?!) kąpieli, tylko to jest w stanie udrożnić moją prawą zatokę, w pokoju wydaje mi się zimno, klima trzyma 24°C
idzie ku zachodowi, czas ruszyć dupę, złapać jakiś polaczków i spytać o jutrzejszy wyjazd, wcale mi się nie chce, od południa w wyrze i jeszcze czeka mnie discoturkowa noc - horror
pełnia jak drut
fikusy mastadonty!
15 minut drogi od hotelu popuściłem w majtki, żeby nie wizja showera chybabym umarł, straaaaszne!!!
jutro o tej porze będę już całował Aśkę
z jedne strony mam estradę (tureckie dziwki drą pysk i kręcą tyłkami aż grzechocze tyle że w garderobie kłócą się i klną po rusku - ło jezusicku, do cego to panie dosło, psed wojnom nie do pomyślenia!!) z drugiej Lukullus Bar gdzie dycho wali do 2-ej w nocy
północ - pół godziny pod wrzącym prysznicem i na kiblu, leje się ze mnie ciurkiem albo jak kto woli sram dalej niż widzę choć rano miną dwie doby jak prawie nic nie jem, jak to dobrze, że nie trafiło mnie to w podróży!
dicho wali nadal
8.50 no spakowanym, czekam na wyjazd, sapkowski "ostatnie życzenie" i łóżeczko
na tarasie rośnie rodzaj tureckiej maciejki - białe i pachnie nocą aż strach!
na toaletce podrzucili "Koran", po angielsku, z komentarzami, cwaniaczki!
morze kwiatów (hobiscusy!!) i młode, skandynawskie toplesssy
Duty Free - litrowa Tequilla "Two Fingers" , karton Salem Lights 39DM
kaszlę jak zdychająca kobyła, palę cudzesy, katar do pasa (błogosławię ukradzioną z otelu toalietnuju bumagu), głodnym jak pies, zestaw w lotniskowym Burger Kingu 4,5 mln TL, zwariowali!
jakiś idiota stanął (pół godziny przed wejściem na pokład) z bagażem przed bramką do rękawa i po chwili powstała karna kolejka durnych Polaczków stojących jeden za drugim PO NIC, aż wszyscy weszli.. (pewno się bali, że nie starczy dla nich siedzących miejsc, lub że im samolot ucieknie, rany, wstydzę się...)
siedzę na skrzydle i nogi mogę wyciągnąć heeen albo jeszcze dalej
3/4 Jasia Red Lebel 16DM - taniocha!, kupuję ostatnią flaszkę od przemiłej, brzydkiej jak noc, tureckiej stewardessy
w Krakowie ciepło, znów Jan Paweł II, Inter City i smarkanie po kiblach
w pociągu jakiś wielki i łysy jak kolano oenzetowski najemnik z Chorwacji (w cywilu równy rockers!) wysyła Onej SMSa, wyjdzie po mnie, to dobrze bo ledwo patrzę na oczy
czas się pocałować z Johnym Walkerem!
fiuuuuuuu....

Komentarze

  1. ze normalnie musze powiedziec, zes mnie Wacpan do gleby tymze wpisem sprowadzil. Powalonam na kolanie siedze i czytam i czytam... i w co drugim zdanie, jak nie w co pierwszym chce mis e powiedziec "ja to znam"

    OdpowiedzUsuń
  2. O!O!O!O!O!O!O!O...brak słów

    OdpowiedzUsuń
  3. a leci się TAM dłużej,bo pod wiatr...:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. puste?
    niech cie szlag ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty