Qltury, qrwa, qltury...

Koniec lat siedemdziesiątych i koniec lata, walimy całą paczką, autostopem do Zielonej Góry na "Winobranie", na miejscu milicja nas zwija w trzy sekundy (okazało się, że panienka, w której ogródku mięliśmy rozbić namiot zaplątana była w dealerkę), lądujemy w podziemiach ichniejszej komendy, wychodzi do nas sierżant, straszny byk, potężny, jowialny, uśmiechnięty facet i mówi:
- "Proszę, panowie siadają"
a na to Adaś (metr pięćdziesiąt w kapeluszu, i trzeba Wam jeszcze wiedzieć, że jego dziewczyna była kruczowłosą brunetką z charakterystycznym meszkiem pod nosem):
- "Tu są też panie!!!"
a na to byk:
- "Dopóki TE PANIE będą miały wąsy, hłe, hłe, to będę wam mówił per PANOWIE!"
.. jednym lwim skokiem drobniutki Adaś znalazł się na piersi rzeczonego sierżanta bezsilnie waląc w nią piąstkami, facet zdjął go z siebie delikatnie, dwoma palcami i mówi:
- "Zara, zara, bez nerw, to tylko żart ..."
Najedliśmy się strachu, ale skończyło się śmiechem.
A "Winobranie" było oooooch ...

Komentarze

  1. Jak dobrzy Niemcy byli więc dobrzy milicjanci... Ale jeszcze trochę czasu potrzeba na to... i uczciwości (ja m.in. tak rozumiem Twój tekst).

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrzy milicjanci?
    taki dowcip nigdy nie jest śmieszny, a szczególnie w podziemiach komendy, w latach 70-tych, skończył się śmiechem ale mógł się skończyć wpierdolem, a wpierdol to wpierdol - NIGDY nie jest śmieszny ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzież bym śmiał żartować, przecież wiem, że MO to nie była bułka z masłem... Tak mi przyszło do głowy...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty