Świniarnia

Za młodego żołnierza, gdy życie doskwiera najmocniej zrobili zbiórkę.
- "Kto jest ze wsi i zna się na budownictwie, wystąp!".
Ha, taka szansa może się nie powtórzyć. Wystąpiło nas ze 30-tu. Wybrali 8-miu, w tym mnie.
- "Pakować się za 2 godz. wyjazd, ciepłe ciuchy i robocze ubrania".
Wsadzili nas na ciężarówkę i wywieźli w las. Spora polana, do najbliższej wsi 7km. Zostawili nam namiot, traktor z przyczepą załadowaną narzędziami, betoniarką, żarciem na tydzień i stosem rupieci.
- "Macie tu kwity na żwir, papę, cement, dechy i gwoździe do odbioru w najbliższym GS-ie, co tydzień ktoś podrzuci wam żarcie, za miesiąc ma tu stać świniarnia na 50 prosiaków".
I pojechali.
Jezus Maria, co myśmy narobili.
Okazało się, że ze wsi jest nas dwóch i nikt nie ma zielonego pojęcia o budownictwie.
Jeden pomagał ojcu stawiać szopę na narzędzia, jeden widział jak się tynkuje a ja pochwaliłem się, że wiem jak się robi beton - woda, piach i cement (wapno nawet mi do głowy nie przyszło).
I to cała nasza wiedza.
Co robić?
Zostawiliśmy dwóch na straży, na ciągnik i do wsi.
Rany, ależ to śmieszne urządzenie!. Po godzinie prowadziliśmy go z wprawą kołchozowego traktorzysty - czyli od rowu do rowu, na trzeźwo nie da się tym jeździć.
Nic to, jakoś to będzie, liczy się WOOOOLNOŚĆ !!!!!!!!
W GS-e wtajemniczyliśmy magazyniera, który za skrzynkę piwa obiecał wpaść do nas jutro na wizję lokalną połączoną z 'Przyspieszonym Kursem Budowy Pomieszczeń Tuczu Trzody Chlewnej'.
Z tej radości kupiliśmy trzy skrzynki piwa i chodu z powrotem.
Pierwszą noc spaliśmy pod przyczepą bo troszku padało.
Całonocna dyskusja o chlaniu, panienkach i zaletach życia na łonie natury - nikt nawet się nie zająknął o fundamentach, krokwiach, zawiasach czy kryciu papą - PIEPRZYĆ ARMIĘ.
Rano euforię zastąpił lęk podszyty piwnym kacem.
Może nie uwierzycie ale pod czujnym i krytycznym okiem p.Stasia po 6 tygodniach stanęła regularna świniarnia - na podmurówce, obiałkowana, ze szczelnym dachem i zamykającymi się wrotami. Pracowaliśmy po 7 godz dziennie, wieczorami rozbijaliśmy się po wsiowych dyskotekach nie żałując sobie życiowych rozkoszy. Piękny czas.
Na koniec przyjechała pułkowa komisja, pochwaliła, zostawiła kwity na odbiór prosiaków od okolicznych chłopów i ... obiecała po tygodniu nagrodowego urlopu jak wszystko sprawnie ruszy.
Hura, niech żyje Ludowa Ojczyzna i jej Zbrojne Ramię - Robotniczo-Chłopska Armia.
I pomyśleć, że moje najlepsze wspomnienie z wojska to bąble na rękach i smród świńskiego gówna - los bywa przewrotny.

Komentarze

  1. zapiskizpiwnicy21 sierpnia 2001 07:55

    jak dobrze jest nie być nigdy w wojsku... tak sobie myślę...ale moge sie mylić...

    OdpowiedzUsuń
  2. buachacha..zajebiste, smieszne, bardzo dobre, fajnie napisane..jezuu usmialem sie, szkoda ze nie bylemw w wojsku po zootechnice pewnie zarzadzal bym taka swiniarnia..hehe

    KURWA!!!! miales pisac o gangrenie..ty ty..... gangreno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, można zrozumieć po tym dramat bezrobocia...
    Ja też akurat miło wspominam pozornie bezsensowne wycinianie chrustu na bagnistym terenie pod Szczecinkiem, w życiu tak się nie opaliłem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Majorku...
    zaczynam drukować Twój dziennik... nie mogę )))
    Mrożek się chowa...
    Jak mi ten tekst z rana poprawił humor )))
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. zapiskizpiwnicy21 sierpnia 2001 12:12

    andy - opalenizna jest de mode teraz ...

    OdpowiedzUsuń
  6. andy do zapisków21 sierpnia 2001 14:43

    Chopie, to było 15 lat temu, jak przyjechał pluton Murzynów (pardon czarnoskórych Polaków) to wrąbali nam kilkanaście wart w odstępie 24 godzin to poznałem, że opalenizna wtedy też była de mode. No ale Ty mam nadzieję nie jesteś jakimś @#$%^& pułkowniczkiem hę?

    OdpowiedzUsuń
  7. mjr-s do franceski22 sierpnia 2001 03:15

    to wydrukuj w paru egzemplarzach, może kto kupi?, ostatnio cienko przędę hi, hi ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty