Czas

A propos Czasu.
Jak się sprowadziłem na Ursynów to był ROK GŁODNEJ SARNY. Przychodziły stadkami pod osiedle a ich tropy można było znaleźć na śniegu rano przed blokiem. A pod lasem pies bawił się nimi w berka. Teraz już nie widać saren od lat. Potem był ROK PECHOWEGO ZAJĄCA. Na dzikich działkach i podleśnych polach było ich mnóstwo. A tego głównego upolował Ali (a był w kagańcu - niezły wyczyn, nie?). Zając skończył w naszym garnku, nie powiem, nie powiem.
Był też ROK CICHEGO PUCHACZA. Wracając o zmroku, rowerem, z Powsina, przez las jechałem w tunelu zamkniętym od góry liściastymi konarami przydrożnych drzew. I nagle tuż nad moją głową przeleciało bezszelestnie olbrzymie ptaszysko. Zobaczyłem go a nie usłyszałem - to było baśniowe. Siadał na drzewie i gdy zbliżałem się znów ruszał w absolutnie bezgłośny lot tuż nad ścieżką. I tak kilka razy, eskortował mnie prawie do skraju lasu.
Później był ROK JEŻA. Idąc na wieczorny spacer trzeba było fest uważać, żeby na jakiegoś nie nadepnąć. Ali tropił je zaciekle i usiłował przynosić w zębach przerażone kolczaste kulki. Wyciągaliśmy mu z mordy odłamane kolce i mięliśmy ich cały zbiór wbitych w słomianą matę.
Był też ROK CIEKAWEGO NIETOPERZA. Rzucaliśmy wieczorami czapki, hen w górę, wierząc, że któryś w nią wpadnie. Ale jedyny któregośmy złapali, wleciał na klatkę. Z wielkim strachem wziąłem go przez grubą roboczą rękawicę i obejrzeliśmy go dokładnie przed wypuszczeniem z balkonu na wolność. Maleńkie, mechate stworzonko o przekomicznych uszach, błoniastych, delikatnych skrzydłach, mysich oczach i zębach drapieżcy.
Był ROK ŻABY gdy wieczorny rechot od lasu zagłuszał wszystko.
W ROK KOMARA montowałem w okno balkonowe muślinową ramę bo nie szło żyć w zamkniętym mieszkaniu w upiornie upalne lato, a otworzenie okien równało się samobójczej śmierci.
Pamiętam też ROK STAREGO ZASKROŃCA znalezionego pod lasem. Miał grubo ponad metr i był ślepy na jedno oko. Zawinąłem go sobie na szyi a pies rzucił się na niego, czego o mało nie przypłaciłem zawałem.
W ROK FIOLETOWEGO KARASIA, wczesną wiosną gdy w leśnych oczkach woda przemieszana była na pół z lodem, wybieraliśmy je rękami, jeszcze ledwo się ruszające w letargu, brodząc po kolana w lodowatej brei.
Był ROK KOCHLIWEGO KRÓLIKA gdy rozmnożyły się niemiłosiernie i było ich pełno na działkach.
Pierwsze sześć lat można by też ochrzcić mianem SZEŚCIOLATKI METROHOUNDÓW. Watahy zdziczałych psów zebrane w zorganizowane grupy, osierocone po zakończeniu dziesiątek ursynowskich budów, włóczące się po polach, wyciągające resztki ze śmietników. Dzikie i wolne. Ali ich nienawidził, z kretyńską dumą obnosząc się ze swą obrożą jakby z dowodem nobilitującym go do wyższej kasty. Zajadle je ścigał, ale ich ariergarda zawsze go umiejętnie odciągała od gromadki suk i młodych chronionych wewnątrz stada. Byłem zawsze pełen podziwu dla ich wspaniałej organizacji, podziału ról i skuteczności stadnej hierarchii. A przecież jeszcze kilka miesięcy temu były takimi samymi ślepymi niewolnikami jak Ali.
W ROK RODZINNEGO PIŻMAKA podglądaliśmy jak budują nory w leśnym kanałku melioracyjnym. Trochę wielkiego szczura, trochę wydry, trochę bobra, zwinne zwierzątko o spłaszczonym wertykalnie , nagim ogonie, nurkujące do podwodnego wlotu swego domu.
W ROK KOSMATEJ OPIEŃKI znosiliśmy z lasu pełne plecaki tych grzybów, strącając je kijami z pni lub wchodząc sobie na ramiona by je sięgnąć. Tylko w tym roku rosły tak wysoko na drzewach i w tej ilości.
W ROK SAMOTNEGO LISA rudy zaprowadził nas do swego rewiru, gdzie cała połać lasy zryta była norami, często teraz odwiedzam to miejsce, do dziś jest zamieszkane, widać tropy, resztki piór i kości, ale już nigdy nie widziałem go osobiście.
Był też ROK GUŹCA. To taka afrykańska dzika świnia. Uciekł w czasie transportu do Zoo. Ponoć wielokrotnie widziano go w Lesie Kabackim, był nawet konkurs na imię dla niego. Nigdy go nie znaleziono. Ciekawe jak smakował.
W ROK DZIĘCIOŁA podglądaliśmy jego rodzinę w dziupli odkrytej w głębi lasu.
Był też ROK RANNEJ KUNY ... i ROK DURNEJ ŁASICY (ta, przyparta w sadku przez Alego rzuciła mu się do gardła (!?!) co przypłaciła życiem, objedzona przez mrówki czaszeczka stała długo na półce).
W ROK WINNICZKA ilość tych ślimaków przechodziła wszelkie pojęcie. Nazbierałem ich kiedyś setkę i zastosowałem na nich przepis z "Kuchni francuskiej". Przegłodzić, umyć, skropić octem, posypać solą i do lodówki, wymyć znów, wyciągnąć ze skorupy, poodcinać i wyrzucić worki trzewiowe, dusić na maśle z wywarem włoszczyźnianym i czosnkiem, powkładać w skorupy, zatkać masłem czosnkowym , zapiec, natka, białe wino. Palce lizać! Tyle, że od tamtej pory nie tknąłem już ślimaków ciągle mając przed oczami męczarnie ich umierania gdy, dziwnie pykając, konały w occie i soli wydzielając kłęby śluzowej piany.
A ten rok jest ROKIEM BAŻANTA. Co chwila furkają spod nóg a Pery głupieje na chwilę i ściga je zaciekle, zawsze bez skutku.
Boję się, że następne lata będą LATAMI AUTOSTRADY, BLOKOWISKA I OBWODNICY.
Ale dzięki i za to co było.

Komentarze

  1. 1. Widzę tu pewną (groźną)konkurencję dla Wajraka.

    2. Biolodzy ukuli już nawet jakiś termin na zjawisko życia zwierząt w mieście czy na jego obrzeżu (może ktoś wie, jakaś -cenoza czy -topia chyba, nieważne), tak się porobiło, ja też mam rechot żab znad Potoku Służewieckiego nagrany w komórce, jak wieczorem przejeżdża się tam na rowerze to nieraz trzeba szybko wiać przed zgłodniałym stadem czyhających komarzyc he he.

    3. A czy są niekochliwe króliki? Królik miniatura mojej Pani współżyje sobie biedak z gumowymi piłkami, szukam dziewczyny dla niego, jakoś ciągle nie mam odwagi wejść do seks-shopu i spytać się, jak gdyby nigdy nic: "Przepraszam, czy są gumowe króliczyce?"

    OdpowiedzUsuń
  2. Młody królik-miniturka, koloru kawy z mlekiem, uszy średnie, wścibski, zębaty, z wąsem niezależny, oczywiście z temperamentem poszukuje uroczej pani króliczycy w celu towarzyskim. Dłuższy związek niewykluczony. Bez sponsoringu. Tylko poważne oferty. Gawędziarki erotyczne itp. naciągaczki proszę nie zawracać głowy, bo ząbki mam ostre. Oferty proszę kierować andy.blog.pl.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój ś.p. kjóik za obiekt swoich seksualnych działań obrał sobie różową, pluszową mysz.
    Do tego gdy spiknęłam go z pewną miłą króliczycą w celach prokreacyjnych okazało się że preferuje on oral sex więc z początku z królicząt nici (ale co se użył to se użył).
    Ukazałyśmy mu jednak właściwą drogę do celu i wkrótce po tym stał się szczęśliwym ojcem.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ta króliczyca żyje jeszcze gdzieś?

    A tak z innej mańki zapraszam was na bloga-kuchnia.blog.pl - dajcie tam coś z siebie, majorze, jakiś bigos ogólnowojskowy albo cuś inszego, hę?

    OdpowiedzUsuń
  5. andy (sentymentalny, jak stara panna)26 sierpnia 2001 03:53

    W starej Gazecie Wyborczej (9 VIII br) Wajrak opisuje smacznie historie wychowywanej wraz z narzeczoną gdzieś tam na drugim końcy świata czyli w Teremiskach wydry Julka. Pomyślałem o Was Gangreno i Majorze...

    OdpowiedzUsuń
  6. mjr-s do andy'ego26 sierpnia 2001 04:34

    nie ma kuchni!!

    OdpowiedzUsuń
  7. ja wprawdzie dokładnie po drugiej stronie Wisły, ale też mam Rok Bażanta! :) spacerują sobie niemal pod oknami (bo okna mam tuz nad rzeką);

    przeżyłam tu też Dzień Zbiegłego Pawia - normalny żywy egzemplarz, jakie widuje się w Łazienkach..

    i jeszcze Dzień Źrebaka - spacerował wałem wzdłuż Wisły.. sam.. samiusieńki.. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. gangrena do andiego26 sierpnia 2001 06:55

    Obawiam się że ta króliczyca już nie żyje, a nawet gdyby to nie wydaje mi się aby miała ochotę na sex.

    Ale na sklepie zoologicznym nieopodal mnie często spotyka się tego typu ogłoszenia matrymonialne, mogę zerknąć jak następnym razem będę w pobliżu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Byłbym zobowiązany z parę namiarów.

    Mjr-s adres jest: bloga-kuchnia.blog.pl (hasło ma laska1@poczta.gazeta.pl), chyba to niema kuchni nie oznacza że nie gotujesz do diabła?

    OdpowiedzUsuń
  10. uwieeeeeeeeelbiam gotować!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. No to lu do wirtualnej kuchni!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty