HEMOROIDY

Po pierwszym pobycie w szpitalu zająłem się organizowaniem sobie życia w jednostce.
Byłem kompanijnym dekoratorem (pamiętasz ważkosłonia z okładki płyty „Woyaya” Osibisy, rzutnikiem na ścianę - to dobre wspomnienie!), pomocnikiem pisarza, przewodniczącym batalionowego koła ZMS (a co, "Solidarność" miałem założyć?), elektroakustykiem przy kapeli w kasynie, kierownikiem drużyny brydżowej, szefem Sądu Koleżeńskiego, organizatorem szkoleń na Klasę Specjalisty, łącznikiem do prac społecznych w zaprzyjaźnionym Państwowym Domu Pomocy Społecznej (raz dziadki nie dostały kolacji, tak żeśmy balowali z pielęgniarkami), korepetytorem z matmy i fizy ppłk.Jakmutam, budowniczym świniarni i Bóg wie czym jeszcze. Finał był taki, że zawsze mnie z fuchy wywalano za nieprawomyślność lub gorzałę, ale nigdy nie zaliczyłem dnia aresztu ( nie licząc zamknięć do wytrzeźwienia i oczekiwania na przesłuchanie w Sądzie Marynarki Wojennej w Gdyni za bójkę z patrolem WSW w stanie wojennym) a urlopu miałem 150 dni co jest chyba do dziś nie pobitym rekordem, byłem awansowany, degradowany i znów na powrót awansowany, dawali mi "wzorkę" i zabierali, a moja opinia z wojska, między innymi jajami, zawiera kuriozalne - "... na ogół wykonuje rozkazy...".
Po jakimś czasie jak już odpocząłem od szpitala a zmęczyłem się służbą wymyśliłem - hemoroidy !
Jak się śpi w śniegu i w polu to o to nietrudno.
Obejrzeli, pogadali i każą brać czopki, to im wciskam, że chodzić nie mogę, że boli jak cholera, no to się złamali.
- "Dobra" mówią, "będziemy operować".
I o to chodzi, dwa tygodnie w szpitalu, potem może się wykombinuje jeszcze trochę urlopu zdrowotnego, tak to ma przyszłość !
Ścisła głodówka.
Jednego dnia badania, analizy itd.
Następnego - golenie krocza (pielęgniarka się spytała czy ona ma to zrobić, czy se sam poradzę, teraz chwili bym się nie zastanawiał, ale wtedy zrobił to kumpel z sali) i wieczorna lewatywa. Czekam i czekam, łażę koło kibla żeby zdążyć, noszę w sobie to mydło, w końcu zrobiło się późno i poszedłem spać. Rano lekarz się pyta jak kupka, a ja że nic a nic. Oczy zrobił jak spodki, chyba pierwszy raz widział gościa, który zasnął z przeczyszczającą lewatywą i ordynuje mi garść prochów, jak dla faceta 120kg, co zadziałało, a jakże.
Nazajutrz pakują mnie na wózek i na operacyjną. Wbijają mi w kręgosłup igłę i to ma mnie znieczulić od pasa w dół. Faktycznie, paraliżuje mnie jak ta lala. Sadzają mnie w jakimś ginekologicznym monstrum rozkraczonego jak żaba. I wtedy lekarz operujący pyta - "nie masz chyba żołnierzu nic naprzeciwko by dziewczęta z Liceum Pielęgniarskiego popatrzyły na operację?" i .... wchodzi ze sześć lasek a połowa to moje znajome, Jezu !
Asystentka przykleja mi dokładnie małego plastrem do uda uśmiechając się promiennie - "co ma się pętać po polu operacyjnym", a on biedaczek ze strachu się skulił, gdzie mu tam do pętania się, Jezu, litości !!!!
W końcu zaczynają i ...trwało to z pięć minut a widziałem tylko czubki moich kolan.
Potem zasnąłem...
... budzę się rano, pobolewa i czuję się jakoś głupio, macam się, macam i domacuję się sterczącej wiadomo skąd igielitowej rurki centymetrowej średnicy – „żeby ci się dupka nie zrosła”. Każą dużo chodzić ale nie da się, trzymam się ściany i drepczę na rozkraczonych nogach jak paralita. I tak ma być z tydzień.
Boli jak cholera.
Co parę godzin dawka zastrzyków przeciwbólowych a jak się „piguła” raz spóźnia o pięć minut to dostaje taki opierdol, że potem już przychodzi przed czasem i czeka ze strzykawą
Po pięciu dniach ubłagałem lekarza by kazał mi to paskudztwo wyciągnąć z tyłka. Idź do zabiegowego. Pielęgniarka (!!!) każe mi wleźć na stół, zastygnąć na czworaka - " może zaboleć" i szarpnęła...
Rany Boga, w mózgu zapłonęła magnezja, w dupie ogień i to przemożne uczucie, że się zesrałem, oglądam się, nie, to tylko złudzenie przy wyciąganiu tego pierdolonego szlaucha (a miał, kopany karaś, ze 20cm długości).
Jezu co za ulga, wypadam na korytarz i tańczę jak Zorba, całuję każdą napotkaną pielęgniarkę i skaczę jak małpa.
Nie jadłem nic sensownego od tygodnia, tylko płyny i kroplówki, lekarz mówi, że jak „urodzę pierwsze dziecko” to mnie wypuści ze szpitala.
Pierwsze próby kończą się niepowodzeniem, od pewnego poziomu bólu mięśnie kurczą się bez mojej kontroli, nie mam na to żadnego wpływu mimo setnych podejść.
Całą noc spędzam w kucki pod gorącym prysznicem, w końcu nad ranem mówię sobie „wóz albo przewóz – najwyżej coś mi pęknie”, kołki w zęby, oczy zamknięte, żeby gały nie trzasły, parcie, ból rośnie poza granice wytrzymałości, raz drugi, dziesiąty, w końcu ... jeeeest !
Walę się mokry pod koc i śpię ... 14 godzin.
Nie, nie, na pewno nie warto było, nawet gdyby mieli mnie puścić jutro do cywila.
Nazajutrz z flachą bardzo porządnego koniaku pukam do gabinetu konia od urlopów zdrowotnych (a zbierałem się z pół godziny, nie umiem tego robić).
- „Co tam macie?”
Raz się żyje - „Koniaczek, ob.kapitanie”.
Otwiera szafę a tam ze dwadzieścia takich flaszek, wyjmuje kielonki, nalewa po porządnej lufie, walimy, zamyka szafę i mówi –„Trzy tygodnie starczą?”
- „Starczą”
a myślę sobie – o żesz kurwa wasza mać, duchołapy pieprzone, 100.000 dolarów dożywotniej renty by nie starczyło za moje cierpienie !!!
NIGDY WIĘCEJ !!!!

Komentarze

  1. Współczuję szczerze. Ale opisałeś to tak pięknie, że się popłakałam jednak raczej ze śmiechu... :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty