EMILKA

Pojechaliśmy tramwajem na "Spójnię" a Agi suka wielka dożyca Maja budziła sensację, bo jak się położyła to zajmowała pół wagonu. Znajomy Agi ma tam konia a sam jest zielony a Aga pracowała długo na Wyścigach trenując konie (nawet trochę startowała jako uczeń dżokejski) i obiecała mu zająć się ułożeniem i objeżdżeniem. Kobyłka jest rasy wielkopolskiej ale jest dość drobna (spokojnie patrzę ponad jej kłębem więc ma góra 150 cm) i jest ... PRZESLICZNA !!! Emilka ma niecałe dwa lata (więc na nasze „piętnastolatka”). Wyobraźcie sobie niedojrzały kasztan dopiero co wydłubany z łupiny – jasnobrązowe plamy pół na pół z niewybarwionymi białymi. A więc srokacz – jak wierzchowiec Bill’a Cartwright’a z „Bonanzy”. Brązowy łeb z drobną białą strzałką na czole, szyja od połowy biała a grzywa pół na pół, tam gdzie brąz czarna, tam gdzie biel biała. Nogi siwe, drobniutkie kopyta (Aga jest w kostce grubsza niż Emilka w pęcinie!!) a tam gdzie sierść dochodzi do przednich kopyt kruczoczarne, regularne znaczenia jakby zrobione pędzlem i tuszem. Pierś kasztanowa, jeden bark cały biały a drugi brązowy, tylko coś jakby cienki, biały „popręg” na boku wlewa się w biel brzucha. Udo brązowe a wewnętrzna powierzchnia drugiego biała i na odwrót. Na tylnych nogach tylko białe podkolanówki i czarny długi ogon. Mięciutka, ufna, tak ze 300 kg – przeurocze stworzenie. Aga wzięła ją na lonżę i poszliśmy na spacer na łąki nad Wisłę. Jak z psiakiem na smyczy. Maja szczęśliwa, Emilka szczęśliwa. Gdy odeszliśmy spory kawał Aga musiała się po coś wrócić do stajni i zostałem na rozsłonecznionej łące, z lekkim strachem sam na sam z Emilką. Położyłem się a ona skubała trawę, skakała, rżała, łapała mnie pyskiem za koszulkę chcąc podnieść, przytulała łeb, przełaziła przeze mnie, delikatniuśko żeby nie nadepnąć. Byłem zauroczony. Onegdaj często chodziłem z Agą na Wyścigi, ona trenowała konie a ja włóczyłem się po stajniach i padokach ale nigdy nie było tak miłego, tak bezpośredniego kontaktu z końmi. Emilka jest całkiem dzika, nigdy nie dosiadana i bez żadnego końskiego „wykształcenia”. Wróciła Aga i usiłowała ją delikatnie lonżować, uczyć reakcji na ruchy ręką ale szło to niesporo, wyłażą jej durne, wyścigowe nawyki, jest zbyt impulsywna, niecierpliwa i czasem brutalna. Wspaniale było patrzeć na dwie piękne, młodziutkie kobiety pełne gracji, dzikości i ambicji w walce o dominację. Naprawdę śliczne. Potem wróciliśmy pod stajnie, Aga zajęła się pielęgnacją Emilki a ja rozglądałem się ciekawie po gumnie. A tam prym wiodła młoda, biała koza o dźwięcznym acz niewyszukanym imieniu Koza. Najpierw ciekawie się obwąchały z większą od niej Mają a potem nagle Koza wspięła się na tylne nogi, wdzięcznie się przegięła i ... buch Maję ze łba!! Ta najpierw usiłowała się odszczekiwać a potem zrejterowała przed kozią agresją chowając się za mną. Widok był przekomiczny jak olbrzymi pies z popłochem w oczach i zdziwioną mordą szuka ochrony za moim ciałem. Wróciliśmy późnym wieczorem, złachani do cna, milcząc zmęczeniem w pustym autobusie.

Komentarze

Popularne posty