Dzień 4. - Izrael od morza do morza - część II pt. DEAD SEA

Jerozolima - Jerycho - Masada - Ein Bokek (Morze Martwe) - Be'er Szewa - Pustynia Negev - Ejlat (Morze Czerwone)



plaża w Ein Bokek, widok z przystanku PKS


Żydowski 'pekaes' (bilet 15 szekli) wyrzuca nas przy publicznej plaży w Ein Bokek. M. wyczytała w Pascalu że są tam wysokie i strome kurwiska co okazało sę być prawdą i bardzo nas rozwesela. Są bardzo strome i otaczają miasteczko od zachodu. Morze Martwe na południe od Masady to część płytka i specjalnie tam celowaliśmy by zobaczyć solne wykwity i oczywiście popływać w gorącej (>35℃) i słonej (>25%) zupie.
Walimy z bagażami na plażę (tzn. na drugą stronę szosy) wyposażoną w wielkie drewniane wiaty i prysznice ze słodką wodą, nieopodal są sklepiki, knajpy i McDonald's, w tle kurwisk wielkie, drapiące chmury* hotele (jeden o nazwie LOT**:).
Po plaży łażą ludzie cali wymazani błotem i w gumowych klapkach (piasek jest za gorący na bosaka). Otóż to błoto można niedrogo kupić wszędzie i jest jakoś strasznie lecznicze, no prosto panaceum na wszystko. Zwaliliśmy plecaki pod najbliższą wiatą, serdecznie przyjęły nas jej lokatorki, dojrzałe Żydówki ukraińskiego pochodzenia, z którymi razhowor okazał się być bardzo pouczający i przyjemny.
Od razu plusk do wody!! Ha-ha-ha! To nie jest woda! O temperaturze i zasoleniu wspomniałem, śmierdzi piekielnie siarkowodorem, dno stanowi nie piasek a czysta, miałka sól, gęstość smoły i olbrzymia co za tym idzie wyporność powodują że człowiek unosi się na powierzchni jak korek. Klasyczne pływanie na brzuchu jest niemożliwe, można albo leżeć na plecach, albo próbować posuwać się w wodzie w pionie utrzymując rękami równowagę co przypomina rowerową jazdę bez trzymanki. Zabawa nie z tej ziemii!! Porwałem wodoszczelny fotoaparat Nel i próbowałem z nim zanurkować by zrobić zdjęcie dna - aaaaabsolutnie niewykonalne!


1.McD's
2. solopiach
3. Nel & żydowskie ciacho
4. samasól

1. korek
2. kurwiska
3. błoto
4. M.


Po kilku godzinach plażowania, wizycie w markecie po browar (20 szekli za 5 puszek) i w McDonaldsie (35 za big macka w zestawu powiekszonym), wychodzimy na drogę na PKS do Ejlatu. Przyjeżdża spóźniony i nie zabiera nas z braku miejsc, panimaajetie? Miejsca w nim tyle że jeszcze 2 plutony bojowników palestyńskich z pełnym uzbrojeniem by się zmieściło a voditiel mówi że nie ma miejsc, kuuwa. Poleżelim troszku na trawie (jak wimbledońskiej) usiłując złapać okazję ale tylko jeden arabski cwaniaczek busikiem zażądał astronomicznych piniędzy więc zapakowaliśmy się w bus do Be'er Sheby (30 i pół szekli) co to nie  bardzo po drodze ale za to przez Pustynię Negev.



* drapacz chmur to tylko nazwa wysokiego budynku, tam o tej porze NIE MA ŻADNYCH CHMUR
** Sodoma i Gomora leżą ponoć na dnie Morza Martwego

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty