nabyłem kozę a właściwie koźlaczka drogą kupna, na pniu odbiór po wakacjach każdy sługa mroku ma kozę u boku bo kozy potęga z piekła tutaj sięga ...........
prawde mówiąc to planowałem z żywym Cię nawiedzić, pobaraszkować troszkę w ogrodzie, zamordować i oprawić na tej czeresience czy innej śliwie co pod płotem rośnie i spożyć na Tarasie Marzeń ... :)))
ha, przestraszyłaś się troszeczke!!! naprawde myślisz, że mógłbym ze zwierzątkiem zaprzyjaźnić się, jechać tyle czasu ciopągiem, zbierać bobki w reklamówke, użerać sie z konduktorem i tłuszczą a potem zamordować go z zimną krwią po igraszkach w ogródku??
Rozp. MRiRW w sprawie kwalifikacji osób uprawnionych do zawodowego uboju oraz warunków i metod uboju i uśmiercania zwierząt (Dz. U. 04. 205. 2102). TRANSPOZYCJA DYREKTYWY RADY 93/119 z dnia 22 grudnia 1993r. w sprawie ochrony zwierząt w czasie uboju i uśmiercania Art. 34.1. uooz: „zwierzę kręgowe w ubojni może zostać uśmiercone tylko po uprzednim pozbawieniu świadomości przez osoby posiadające odpowiednie kwalifikacje” Art. 34.3. uooz: „w uboju domowym zwierzęta kopytne mogą być uśmiercane tylko po uprzednim ich pozbawieniu świadomości przez przyuczonego ubojowca"
Właśnie sobie pomyślałam, że to jakiś romantyzm był bez wyobraźni. Ustawodawca niepotrzebnie się w to wtrąca, ale nie zmienia to faktu, nie mam problemu z zabiciem, ale żeby POMÓC, więc musiałabym się NAUCZYĆ sprawnie zabić, w tym celu musiałabym doczytać, przeszkolić się, popatrzeć jak ktoś to robi. Czas wykrwawiania, bolce elektryczne, cuda wianki. Nie mam problemu z zabiciem zwierzęcia, ale żebyśmy się obie nie męczyły musi być dopracowana technika (jak u kata). Chyba bym musiała pójśc do zawodówki na rzeźnika wędliniarza.
Wiesz dobrze co ja uważam na temat państwowych regulacji, tylko mnożą problemy zamiast je likwidować. Przecież samouk wychowany na wsi wiadomo że będzie lepszym ubojnikiem niż jakiś pacan po 2 latach zawodówkiz papierem... Ale NIE, przepis to przepis. cytaty są z jakiejś prezentacji (można wygooglać) na temat patologii w zabijaniu zwierząt gdzieś tam której te przepisy nie przeszkodziły... :( Imho takie rzeczy skutecznie wymusza się nie przepisami tylko przy pomocy presji ludzi którzy tym zwierzakom autentycznie współczują takich jak Ty np.
kozożerco ty, w zyciu bym sobie wpierw nie ogladała zwierzaczka a potem go jadła, jakos te gotowe w sklepie mniej przemawia głupie wiem ,ale juz jako dziecię małe wyłam w kułak jak kazali mi jesc rosół z kury ,co wczesniej biegała po podwórku i dałam jej imie nawet,obraziłam sie i głodowałam.Czuje ,ze przy dobrej agitacji byłabym wzietą wegetarianką:)
ano rzecz jasna! nam kiedyś dano zamiast zapłaty za usługę żywą kurę, mieszkała sobie na balkonie kilka dni aż w końcu postanowiliśmy ze wspólnikiem ją zjeść morderswo doszło do skutku dopiero po nastu piwach i w potoku rzewnych łez obydwu zbrodniarzy /ale rosołek wszedł już bez kłopotów i mięsko też nie stawało w garle/
u mnie jak widać opory moralno-egzystencjalne występują raczej w fazie morderczej niż konsumpcyjnej, nawet gdy tyczą przyjaciół .. :)
to masz tak jak moja matka.W czasie wojny miała ukochanego koguta.Wszędzie łaził za niajak pies.Miał imię itp.No niestety go zjedli.(ona odmóiwła i wogóle) Od tej pory NIE TKNIE mięsa drobiowego. I myśmy jako rodzina nie znali go. Smak kurczaków poznałam dopiero po wielu latach...
i on tak będzie z tobą pomieszkiwał ?;)
OdpowiedzUsuńmóiwl ,ze go zeżre:(
OdpowiedzUsuńa taki piekny kózek
prawde mówiąc to planowałem z żywym Cię nawiedzić, pobaraszkować troszkę w ogrodzie, zamordować i oprawić na tej czeresience czy innej śliwie co pod płotem rośnie i spożyć na Tarasie Marzeń ...
OdpowiedzUsuń:)))
NIGDY W ŻYCIU Z ŻYWYM !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNo naprawdę !
Nie zabijam zwierząt.
jak przywieziesz oprawionego to luz :) Mogiem piec:) i spożywać.
ha, przestraszyłaś się troszeczke!!!
OdpowiedzUsuńnaprawde myślisz, że mógłbym ze zwierzątkiem zaprzyjaźnić się, jechać tyle czasu ciopągiem, zbierać bobki w reklamówke, użerać sie z konduktorem i tłuszczą a potem zamordować go z zimną krwią po igraszkach w ogródku??
ja moge zabić.
OdpowiedzUsuńrozwiązało by to problem
OdpowiedzUsuń/mój kozi oczywizda/
ale nożem nie dam rady i się będziemy męczyć, nie można ogluszyć (jak ryby)?
OdpowiedzUsuńRozp. MRiRW w sprawie kwalifikacji osób uprawnionych do zawodowego uboju oraz warunków i metod uboju i uśmiercania zwierząt (Dz. U. 04. 205. 2102).
OdpowiedzUsuńTRANSPOZYCJA DYREKTYWY RADY 93/119
z dnia 22 grudnia 1993r. w sprawie ochrony zwierząt w czasie uboju i uśmiercania
Art. 34.1. uooz:
„zwierzę kręgowe w ubojni może zostać uśmiercone tylko po uprzednim pozbawieniu świadomości przez osoby posiadające odpowiednie kwalifikacje”
Art. 34.3. uooz:
„w uboju domowym zwierzęta kopytne mogą być uśmiercane tylko po uprzednim ich pozbawieniu świadomości przez przyuczonego ubojowca"
Właśnie sobie pomyślałam, że to jakiś romantyzm był bez wyobraźni. Ustawodawca niepotrzebnie się w to wtrąca, ale nie zmienia to faktu, nie mam problemu z zabiciem, ale żeby POMÓC, więc musiałabym się NAUCZYĆ sprawnie zabić, w tym celu musiałabym doczytać, przeszkolić się, popatrzeć jak ktoś to robi. Czas wykrwawiania, bolce elektryczne, cuda wianki.
OdpowiedzUsuńNie mam problemu z zabiciem zwierzęcia, ale żebyśmy się obie nie męczyły musi być dopracowana technika (jak u kata). Chyba bym musiała pójśc do zawodówki na rzeźnika wędliniarza.
Czyli szukaj dalej...
i - łądnie wymyśliłaś wymiganie się z ;).
OdpowiedzUsuńmjr - a powiem że czasami rzeczywistosć od tego co sądzę odbiega czyli nigdy nic nie wiadomo do czego człowiek jest tak naprawdę zdolny.
W sumei był Sthur z wielbłądem,może być Major z kozą...;)
Cii, miało wyjść naturalnie.
OdpowiedzUsuńa widzisz, dotkłaś problema
OdpowiedzUsuńu mnie na wsi cielęta ogłuszano obuszkiem przed zarżnięciema, świnie nie pamiętam (też są kopytne, nie?, czy tylko raciczne?)
pamiętam też tzw. 'bykotłuk' czyli taki jakby pistolet na ślepaki co z niego stalowy bolec wyskakiwał, ale to zawodowcy obsługiwali
a króliki, nutrie, drób, ryby, lisy i inne niekopytne to można już jak kto chce mordować czy są też na nie paragrafy?
wezmę koźlaczka zamordowanego już oczywiście
hodowca mówi, że wszystkie koziołki idą pod nóż i wiele z nich odbierane są osobiście u niego przez murzynów na jakąś ich specjalną ucztę ..
Wiesz dobrze co ja uważam na temat państwowych regulacji, tylko mnożą problemy zamiast je likwidować.
OdpowiedzUsuńPrzecież samouk wychowany na wsi wiadomo że będzie lepszym ubojnikiem niż jakiś pacan po 2 latach zawodówkiz papierem... Ale NIE, przepis to przepis.
cytaty są z jakiejś prezentacji (można wygooglać) na temat patologii w zabijaniu zwierząt gdzieś tam której te przepisy nie przeszkodziły... :(
Imho takie rzeczy skutecznie wymusza się nie przepisami tylko przy pomocy presji ludzi którzy tym zwierzakom autentycznie współczują takich jak Ty np.
wielkie dzięki dobra kobieto, albo jak wolisz ku chwale Ojczyzny obywatelko I.!
OdpowiedzUsuń/dyg/
:)
kozożerco ty, w zyciu bym sobie wpierw nie ogladała zwierzaczka a potem go jadła, jakos te gotowe w sklepie mniej przemawia
OdpowiedzUsuńgłupie wiem ,ale juz jako dziecię małe wyłam w kułak jak kazali mi jesc rosół z kury ,co wczesniej biegała po podwórku i dałam jej imie nawet,obraziłam sie i głodowałam.Czuje ,ze przy dobrej agitacji byłabym wzietą wegetarianką:)
miało być zawziętą:)
OdpowiedzUsuńano rzecz jasna!
OdpowiedzUsuńnam kiedyś dano zamiast zapłaty za usługę żywą kurę, mieszkała sobie na balkonie kilka dni aż w końcu postanowiliśmy ze wspólnikiem ją zjeść
morderswo doszło do skutku dopiero po nastu piwach i w potoku rzewnych łez obydwu zbrodniarzy
/ale rosołek wszedł już bez kłopotów i mięsko też nie stawało w garle/
u mnie jak widać opory moralno-egzystencjalne występują raczej w fazie morderczej niż konsumpcyjnej, nawet gdy tyczą przyjaciół .. :)
PS
'wziętą' brzmi pełniej, przy ociupince dewiacyjnej wyobraźni pachnie vegeta-wersją 'wielkiego żarcia' :)
http://www.wetgiw.gov.pl/files/2615_2004.205.2102_01.2007.htm
OdpowiedzUsuńmyślę że poniższa, urzędowa wersja holokaustu braci mniejszych nieźle robi za wegetariańską agitację ..
OdpowiedzUsuńto masz tak jak moja matka.W czasie wojny miała ukochanego koguta.Wszędzie łaził za niajak pies.Miał imię itp.No niestety go zjedli.(ona odmóiwła i wogóle)
OdpowiedzUsuńOd tej pory NIE TKNIE mięsa drobiowego. I myśmy jako rodzina nie znali go.
Smak kurczaków poznałam dopiero po wielu latach...
po wojnie znaczy się?
OdpowiedzUsuń:)