Nadbużański Park Krajobrazowy


Startuję wtorkowym świtem, kierunek Nadbużański Park Krajobrazowy.
Na Centralnej kupuję bilety dla siebie i Hery na pociąg do Mławy (!?!?!), mam jeszcze sporo czasu więc zachodzę do Internetcafe24 wydrukować se mape z wikipedii gdzie ze zdziwieniem konstatuję że moim celem ma być MAŁKINIA nie Mława, pędem do kas wymienić bilet, pani patrzy sie na mnie jak na wariata.
Nic nie poradzę - myli mi się i już, a przecież znam Mławę, przejeżdżałem przez nią dziesiątki razy gdy pracowałem w Olsztynku. Będe używał wymiennie obu nazw co (w punkcie 9-tym na mapie) zaowocuje prześmiesznym qui pro quo.
Dla porządku - kropkowana trasa na mapie to powrót.
Pociąg którym jade wali gdzieś na Litwe, ma wagon rowerowy, wejście pootwornie utrudnione bo szerokie, rozsuwane metalowe drzwi są zaspawane na sztywno i pakować się trzeba przez wąskie schodki dla pasażerów - zgroza!!
A Hera ma na dupie namiot, karimatę, śpiwór i plecak i jest ciężka jak jasna cholera. Pomaga mi faciu z którym nawiązuję rozmowę, okazuje się być emerytowanym maszynistą spalinówek i jest kopalnią wiedzy o kolei, półtorej godzinki mija jak kwadrans ...
Z Mławy (tfu!) MAŁKINI (p.1) ruszam na południe drogą 677 która za miastem zamienia się w kurewską pohitlerowską betonówkę, 4 metry i dziura, 4 metry i dziura, szerokie regularne szpary miedzy płytami zalano w czasach Honeckera asfaltem, szlag mnie trafia ..
Dobijam jakoś do Bugu i przez stary, kolejowy, jednotorowy, wyłożony drewnem most przeprawiam się na drugą stronę.
Zjeżdzam w łozy nad brzeg i wskakuję do wody (p.2). Muł, syf i wodorosty, ostry prąd, rzeka jest brudnoszara ale zmywa ze mnie złość.
Wracam na most, gdzie spotykam gostka na rowerku i pytam go o obóz w Treblince, ma na imię Heniek, jest moim równolatkiem, mieszka w Poniatowie, poprowadzi mnie bocznymi drogami omijającym "zemstę Hitlera" pod sam obóz, wielkie dzięki, umawiamy się na jutro w Małkini na strzemienne piwo.
Obóz w Treblince (p.3) leży hen za wsią Treblinka, nawet hen za Poniatowem, w urokliwym sosnowym lesie poprzetykanym jałowcowymi polankami, jest rozciągnięty na wiele kilometrów a droga jest z kocich łbów z piaszczystm poboczem, moja dupa zaczyna wyć, nogi mdleją ..
Wracam skrótami przez pola kierując sie na wieś Kutaski (tego nie można przepuścić!!), nie mogę jej znaleźć, staję w końcu w jakimś GS-ie, nabywam browarek i zagaduję autochtonów, okazuje się że jestem w Kutaskach właśnie ale nazwę zlikwidowano hen za wczesnego Gomułki i są teraz częścią Poniatowa, szkooooda, tak se chciałem zdjęcie zrobić pod drogowskazem (p.4)...
Kutaskowcy kierują mnie w stronę asfaltówki na Prostyń, która okazuje sie być potwornie rozciągniętą wiochą z potężnym Sanktuarium, jest tak brzydkie że to siok, nowoczesny moloch ni-w-pizde-ni-w-oko, olewam i jade dalej rozkoszując się równiutkim asfaltem i piękną pogodą.
Dzwonię do hazjajstwa, które jest moim celem, ale one umieją tam trafić tylko od Sadownego a ja jade z przeciwpołożnego naprawlienija, więc walę dalej na czuja.
Leci wielkie drapieżne ptaszysko, podejrzewam że to orlik, ponoć jest ich tu sporo, pokazuję go palcem mijanemu wieśniakowi i pytam co to, on głowę zadziera, ślipi, ślipi i w końcu rzuca "może bocian??", boooże litości ..
A boooooocianów jak psów! Siedzą na gniazdach po 3, po 4, łażą po polach za oraczami jak wrony, jeden ląduje przede mną na szosie o jakieś 15 kroków i suszy skrzydła, pieprzone animal planet jak pragnę zdrowia.
Jadę przez Morzyczyny, mam skręcić w żwirówkę przu krzyżu ale tu krzyże są co 300m i głupieję już całkiem. Pod Sadolesiem, za łączką widzę gospodarstwo, kupa dzieciaków, czas rozpytać o drogę. Z ułańską fantazją hamuję pod płotem, zadzieram nogę by zsiąść jak na mężczyznę przystało i ... walę się w trawę wdzięcznie wywijając dwa fikołki, ciężko jest zsiąść po męsku mając za plecami górę bambetli. Dostaję brawa od dzieciaków a gospodyni, która wyszła do mnie, w pierwszych słowach prosi bym podjechał jeszcze raz bo dawno już tak śmiesznej scenki nie widziała, kieruje mnie spowrotem i każe skręcić w żwirówkę przy krzyżu, no nie, ja sie zadepcze!!!
W końcu trafiam na miejsce (p.7), przeurocze stare gospodarstwo i trzy panienki w nim (gwoli ścisłości tylko jedna jest klasyczną panienką ale średnia wieku jak nic koło 25 :))
Grill, gadu-gadu, namiotu nie trza rozstawiać, królewskie łoże czeka, uffff ...



Konie, konie, w każdym obejściu, w każdym sadku, u mnie na Zachodnim Mazowszu już dawno zastąpiły je traktory, pierwsza klaczka zeżarła korale Hery, ucałowałem ją w w jedwabne usta. Ale ta para jest the best, odwiedzałem je kilkakrotnie, wpierw kobyłka odgradzała mnie ciałem od dziecka a jak wlazłem za "elektrycznego pastucha" startowała z kopytami, ale mała jest mniód ..
cdn

Komentarze

  1. Ja tak na marginesie Twojego sprawozdania:

    W Prostyńskim sanktuarium odbywają się słynne odpusty, na które ciągną wierni z całego południowego Mazowsza. Sprzedaje się tam znane "prostyńskie kozy" - wypiekane figurki z twardego ciasta, malowane w proste, brązowe lub czerwone wzorki.
    Pamiętam, jak na te odpusty od rana ciągnęły sznury furmanek konnych, wyładowane chłopami i wystrojonymi babami. Obserwowałam, jak wiejskie dzieciaki wyczekiwały przy drodze na powracających wieczorem pielgrzymów. Nagrodą za cierpliwość były owe kozy, które pielgrzymi zadziwiająco chętnie rozdawali.

    I jeszcze prywata: Kiedyś Tata przywiózł z Prostyni taką kozę i dał ją mojemu Piotrkowi - na szczęście, przed Mistrzostwami Polski, żeby dobrze skakał. Pietrek wrócił ze złotem i z rekordem życiowym.
    A sanktuarium i Prostyń są faktycznie paskudne.

    OdpowiedzUsuń
  2. http://fanaberka.blogi.pl/comments/jasminy-i-chabry

    Tutaj jest obrazek z trasy, którą pędzono Żydów do Treblinki (wzdłuż tej trasy po wojnie ludność porobiła kapliczki) i mroczną historię z tamtych czasów.

    OdpowiedzUsuń
  3. mała piekna:),dobrze że ci nic kobyła nei zrobiła;>

    a rower mozemy pożyczyć więc nei musisz Hery targać

    OdpowiedzUsuń
  4. Które koraliki zeżarła? te zielone?

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybili mi zęba pod Mławą,
    choć sie biłem, choć biłem się krwawo,
    gołą pięścią na pałki żelazne,
    ale przeszli, zdeptali na miazgę ..

    OdpowiedzUsuń
  6. nie te zielone
    zerwała dwa sznury tych pierwszych z GS-u
    z jednego zostało z 10cm, z drugiego połowa ...

    OdpowiedzUsuń
  7. chatka bomba!
    a między Prostynią a Treblinką jest spore jeziorko, może to to właśnie,
    w tamtą stronę je minąłem a w powrotnej gnałem jak szatan pędzonyny burzowymi chmurami, szkoda ...
    a chabrów w zbożu zatrzęsienie!

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja byłam na odpuście i mam kozę! :P
    Odpust fajny, ludziów jak mrówków, sprzedawca płyt puszcza dicho jak trzeba, stoisk kilka, na których można kupić ery-bery, pumpki i rowery, watę cukrową tudzież te takie piłeczki na gumce, ale sanktuarium rzeczywiście paskudne.

    OdpowiedzUsuń
  9. dżiiiza, co to są ery-bery????

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty