Wesak

I zaprosiła mnie i Andiego (w imieniu Szkoły ZEN KWAN UM) na buddyjskie święto Wesak, co-by-to-kur-de-zna-czyć-nie-mia-ło.
A w programie między innymi (cyt.):
- kapanie malego buddy w slodkiej herbacie przy spiewie sutry kandzeon ..
- ew. wystepy muzyczno-artystyczne
- poczestunek
Kurde, nie byłbym sobą gdybym to przepuścił, poczęstunek rzecz łakoma ale jakżesz oni tego małego Buddzie będą kąpać?? Wchodzę w to!
No i pojechalim samoczwór.
Okazało się, że to uroczystość bożonarodzeniowa i zajebiście było, hej!




Opiszmy fotki:
1.1 I kąpie małego BuddĘ :), okazało się że u stóp "ołtarza" zwieńczonego posągiem dorosłego Buddy (zdobnego też kwiatami, kadzidełkami, świecami, wstążkami, owocami i słodyczami) stoi w misie ze słodką herbatą posążek małego Buddy (z jedną dlonią uniesioną i wskazującą niebo a drugą wręcz przeciwnie) i wszyscy kolejno polewają go dla niejasnych dla mnie przyczyn ..
Na koniec to co jadalne z "ołtarza" po prostu się zjada ...
1.2 Mała Wietnamka o eskimoskiej twarzy, nie chciała powiedzieć jak ma na imię, nazwałem ją Ti, bardzo intrygująca ...
1.3 Goście honorowi - Wietnamczycy z "The Association of Vietnamese loving Buddhism in Poland", przyjechali autokarem, zapraszali do swej świątyni "Thiên Việt" na Pradze (Zamojskiego 2, trza odwiedzić koniecznie!), międląc paciorki różańca odśpiewali sutrę pod kąpiel małego Buddy, blisko godzinkę jak sądzę, ten pan po lewej "gra" na takim czymś kulistym na poduszce (moktak - pusta, drewniana ryba ze szczeliną, tłucze się w nią pałeczką z filcową gulą w regularnym rytmie sutry, całość jonaszowo się kojarzy), porywające było, nieskończona litania niezrozumiałych imion, mruczałem po swojemu "mam-ma ali-gator, mam-ma ali-gator ..."
1.4 Czacha na słupie w palarni za płotem, wielkie oczodoły, ciekawe jakiego to zwierzątka pozostałość?
2.1 Rysunek za szkłem, portret twórcy zen, niejakiego Bodhidharmy.
2.2 Zakrzywione wiatrem stearynowe sople.
2.3 Dostojny Jubilat we własnej, drzewniannej i suto złoconej, osobie.
2.4 Ti kąpie Maleńkiego pod czujnym okiem jakiejś ciotki pewnie.
Sutra otwarcia była śpiewana po polsku prócz paru kawałków, np "Gate, gate, paragate ..." co natychmiast mi się z drugowojenną Kretą skojarzyło w brzmieniu "Shoot, shoot, parachute ..", ale ja jezdem deko inny.
Żarcie mniód! Z konkretów pierwsza była zupa, nazwijmy ją grzybową, z jakąś drobniutką kaszką i pajdami czarnego chleba, potem coś absolutnie cudownego, jakby płaty ryżowego makaronu ze świeżymi listkami kolendry, mięty i nie tylko, skropione sosem sojowym.
Orzechów, jakiś czipsów różnorakich i słodyczy nie wspomnę - nic ciekawego.
No i na koniec orgia owocowa, la mie radość wielka, - brzuszek wzdęty miałem jak, nie przymierzając, murzyński bębenek ..
Wokół, na drzewach i krzakach, kolorowe baloniki i krepowe wstążki których fragmenty odrywałem i wpinałem w, hłe-hłe, butonierkę.
Jeszcze dzwon z drzewniannym młotkiem.
Jeszcze mili i niedrażliwi na mój tubalny głos i specyficzny sposób bycia ludzie.
I dużo, dużo inszych wspaniałości - Atena i Zenon, samobójcze pasy na trotyl, lilie powalające ciężkim zapachem i .. wewióra w krzakach ...
Dobrze było! :)
PS
Jedynym zgrzytem było to, że wszyscy paradowali w paciorkach, bransoletach, a ja, jak nigdy, nawet nieśmiertelnego "spieprzaj dziadu" nie założyłem, wstyd, ufff ...

Komentarze

  1. jesli poczęwstunkiem były słodkie kulki mleczno -jakies tam,to fujjjjj, ale ryż z wazrywami i pzryprawami wschodnimi dobrutki,bosz,przypomnialam sobie spotakania z tatntra joga,palenie krowich placków, gimnastyki zen,mantry..faaaaaajnie było,ale w kapieli herbacianej nie brałam udzia łu

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ninieszym wymiguję się z robienia przypisów do tej notki:), powiem tylko, że Kasa jako pas na trotyl to bardzo mi się podoba:). Po to się przyjmuje wskazania, zeby w którymś momencie wysadzić mury ego. Uchwyciłeś to genialnie. Podoba mi się bardzo:).

    OdpowiedzUsuń
  3. :) mam-ma-ali-gator,
    ciekawe doswiadczenie,tez by mi sie podobało:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty