Saper


SAPER
Co jakiś czas wymienia sie zmagazynowane na garnizonie miny i materiały wybuchowe coby były świeże na czas "W".
Nazbierało nam sie tego kilka kwintali, pół paki ciężarówy.
Wywieżli nas hen na poligon, na ugór, kazali wykopać duuużą dziurę i cały towar wsypać w nią.
Pan Saper, stary sierżant, tłumaczył nam co i jak a potem poprosił o dwóch ochotników - nie byłbym sobą jakbym się nie zgłosił, reszcie kazano oddalić sie czołganiem przez pełzanie na odległy o półtora kilosa skraj ww. ugora i lasu.
Pan Saper instruował nas jak założyć spłonki, jak załozyć i połączyc kilka kostek trotylu lontem wybuchowym czy detonującym czy jak mu tam /coby wszystko gruchło równo a nie pierwszy wybuch porozpieprzał tylko misterny plan/, na koniec osobiscie uzbroiłem ostatnią kostkę wsadzając w nią odpowiedni kawałek wolnotlącego lontu.
Pan Saper powiedział coś co zapamietałem na całe życie - "nie wierz synu nikomu i niczemu, nie wierz xiążkom a szczególnie oznaczeniom i osobiście podpal odcięty, testowy, króciutki kawałek lontu czy to aby nie ten detonujący", co z radością uczyniłem bez zbędnych ceregieli.
Natomiast ręce mnie sie trzęsły jak alkoholikowi gdy podpalałem ten właściwy prowadzący do kilkuset kilogramów morderczego gówna u mych stóp i, jak Andy, chciałem wiać przez pola na wyścigi z wiatrem i zajęcmi.
Ale ów wziął nas za rączki i pooooowolnym krokiem doszlim do naszych pod lasem, byłem cały mokry łącznie z majtkami.
Pierdolło zdrowo!!!!
Fala na glebie wysoka na pół metra albo więcej i przez wiele minut spadające nam na głowy grudy ziemi ...
i wtedy sobie postanowiłem, że NIGDY nie zostanę saperem ..

Komentarze

Popularne posty