Trąćmy się jajem
"Mój Boże, jeszcze tak niedawno wyższość Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem nie budziła najmniejszych wątpliwości, choćby z uwagi na obecność na stołach szynki. Zdobyć ją było trudno, a jeśli już to w puszce z Dębicy. Jeśli w perspektywie najbliższych miesięcy rodzina miała pierwszą komunię, wieprzowy skarb wciskała pani domu w najgłębsze zakamarki lodówki, gdzie szynka leżakowała sobie do maja, a jej otwarcie wzbudzało emocje równe finałowi piłkarskich mistrzostw świata: śmierdzi czy nie? Kiedyś, drogie dzieci, szynka po ugotowaniu traciła 1/3 wagi, Dziś zyskuje. Pojawia się na wielkanocnym stole, pięknie lśniąca od środków konserwujących, wspaniale spęczniała od szpikowania wodą i całą tablicą Mendelejewa, leży dumnie obok podobnie sztucznie pogrubionych kiełbas, pełnych świńskich farfocli salcesonów i zwiędłych boczków - oczywiście jeśli cała wędlina kupiona jest w supermarkecie, czyli w miejscu dla wędlin najgorszym z możliwych, osobliwie przed Wielkanocą. Kiełbasy wielkanocne bezwarunkowo powinny pochodzić z małych wytwórni produkujących wędliny zwane "wiejskimi", "swojskimi". Taka kiełbasa, nieoszukiwana, doczosnkowana, dopieprzona (....), kilogram takiej kiełbasy przez całe wieki w kraju Lechitów kosztował równowartość dolara. Mało? Ha, zaiste. Ale za dolara można było kupić w Pewexie litr czystej wódki.
Mości panowie, ja szlocham!...
Starą, dobrą Wielkanoc coraz rzadziej przypominają baby. Te rozłożyste niczym Renata Beger, wyrośnięte niczym Krystyna Prońko (...) puszyste. lukrowane, żólte w środku od szafranu. Takie jakie niektórzy jeszcze znają i kochają, za którymi tęsknią przez cały rok. Ech, baby, baby ... Dziś z samolotów z Wiednia, wysypuje się przed Świętami austryjacki erzac, ciasta niemające nic wspólnego z polską gastronomiczną tradycją, podróbki, w których nie znajdzie człowiek ani prawdziwej rodzynki, ani nawet głupiego kurwika ......"
/z "Medytacji nad pianką" Leszka Mazana/
Mości panowie, ja szlocham!...
Starą, dobrą Wielkanoc coraz rzadziej przypominają baby. Te rozłożyste niczym Renata Beger, wyrośnięte niczym Krystyna Prońko (...) puszyste. lukrowane, żólte w środku od szafranu. Takie jakie niektórzy jeszcze znają i kochają, za którymi tęsknią przez cały rok. Ech, baby, baby ... Dziś z samolotów z Wiednia, wysypuje się przed Świętami austryjacki erzac, ciasta niemające nic wspólnego z polską gastronomiczną tradycją, podróbki, w których nie znajdzie człowiek ani prawdziwej rodzynki, ani nawet głupiego kurwika ......"
/z "Medytacji nad pianką" Leszka Mazana/
a ja bym chciała mała solonego z darów....
OdpowiedzUsuńmała???
OdpowiedzUsuńto nie literówka?
;-)
kiedyś moja babcia takie baby robiła...zjadłabym ehhhh.
OdpowiedzUsuńSzukałam kiedyś jej przepisów ale ...
Chyba zwariował - jak będziesz miał podrabianą rodzynkę to daj mi znać - chętnie na to cudo popatrzę.
OdpowiedzUsuńbrak prawdziwej rodzynki nie oznacza obecności podrabianej!
OdpowiedzUsuńale mam pomysł na sztuczną rodzynke - barwione i podsuszone kawałeczki kandyzowanej marchewki!
:-))