Nieznany świat depresji #3


Moje doświadczenie ujawniło, że społeczna wiedza na temat tej przypadłości jest niewielka, niezależnie od środowiska, wykształcenia i „horyzontów”.
Ano kurwa fakt! Sam jestem najlepszym przykładem. Nie uważam się za tłuka ale gówno wiedziałem. Czy to lęk przed "psycholstwem", czy nieuzasadniona wiara że MNIE to nigdy nie spotka? Jaki problem w dobie netu, gdy w xięgarniach jest wszystko na każdy temat, gdy rzecz jest nagłaśniana i jakby mniej wstydliwa poczytać, liznąć, dowiedzieć się? Mnie się nie udało, dopadło mnie z zerową wiedzą, bezbronnego jak nagie, pijane niemowle na mrozie. A szkoda, zmarnowałem bezcenne miesiące pozwalając ranić się chorobie, oddając się w jej moc bez oporu ....
Największym problemem w rozważaniach o depresji jest samo pojęcie: depresja. Nazywa się tak bowiem zarówno przejściowy smutek mający swoją przyczynę bądź jej nie mający, jak i jedną z najcięższych chorób psychicznych. Depresja jest dla postronnych tym większą zagadką że, za wyjątkiem cięższych stadiów, na zewnątrz jej właściwie nie widać. Rozmawiając z pacjentem depresyjnym nawet uważny obserwator, poza smutkiem i apatią, może niczego nie zauważyć. Dzieje się tak dlatego, że chociaż ta choroba dotyka umysłu, to ten działa bez zarzutu, myśli logicznie, zachowuje pamięć przeszłości, ale przy tym wszystkim doznaje niewyobrażalnych cierpień. Zdrowy człowiek nie jest w stanie wyobrazić sobie depresji, bo nie jest to, tak jak może on próbować to sobie uzmysłowić, jedynie zwiększenie znanego każdemu smutku. Depresja to zupełnie inna jakość. Trudno ją opisać, bo nie ma tu punktów odniesienia. Każdy z jej aspektów jest inny, niż cokolwiek znanego, a wyobraźnia także nie jest w stanie depresji dosięgnąć. Jeśli ktoś depresji nie doświadczył, a chciałby próbować ją zrozumieć, to nie ma to szans poprzez lekturę książek osób piszących o tej chorobie nie z pozycji pacjenta.
No tak. Wiecie, w najcięższym okresie chodziłem ciągle do pracy, haha, niezły numer, ale mniejsza. Jakaż była jedyna reakcja współpracowników na mój stan? Kilka anonimowych telefonów do mojego szefa że jestem "pod działaniem narkotyków". Więc widac. Tylko nie to ....
Sformułowanie "niewyobrażalne cierpienie" jest niezłe, doznałem w życiu wielu cierpień fizycznych ale to kurestwo wymyka się wszelkim poprzednim doświadczeniom, pod względem natężenia i jakości bólu określenie "inna bajka" jest jedynym jakie mi przychodzi do głowy, niech świadczy o tym (mocno to podejrzewam, choć pewny nie jestem), że nieleczona depresja zawsze wiedzie ku śmierci, a że nie zawsze się udaje to tylko "zasługa" otumanienia tym niewyobrażalnym cierpieniem. Howgh!
cdn

Komentarze

  1. Kuźwa Major przestań smucić - gadaj no co na wesoło.

    OdpowiedzUsuń
  2. http://www.rotfl.pl/kat.php
    życze przyjemnego tarzania sie po podłodze
    wpadnij za tydzień, powinienem już skończyć

    OdpowiedzUsuń
  3. jak to czytam, to jedno wiem na pewno: ja nigdy depresji nie miałam, nawet te kilka pomurych lat, które spędziłam zadręczając się samą sobą, chociaż może wtedy byłam na "dobrej" drodze... ale jakoś się wszystko wyprostowało
    mam nadzieję, że na zawsze

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty